Mimo obiekcji prezydenta Giorgio Napolitano włoski rząd przyjął jednomyślnie dekret, którego celem jest uratowanie życia Eluany Englaro. 38-letnia kobieta od 17 lat znajduje się w stanie wegetatywnym. Obecnie przebywa w domu opieki w Udine, gdzie – za zgodą Sądu Najwyższego - jest przygotowywana do odłączenia sztucznego odżywiania. W rezultacie w ciągu kilkunastu dni umrze z głodu i pragnienia.

Dekret gabinetu premiera Silvio Berlusconiego głosi, że w oczekiwaniu na przyjęcie odpowiedniej ustawy zabrania się przerwania odżywiania i pojenia pacjentów w stanie wegetatywnym.

Szef rządu podkreślił podczas konferencji prasowej, że w przypadku Eluany nie ma mowy o śmierci mózgowej i za swój moralny obowiązek uznaje podjęcie wszelkich wysiłków, by utrzymać ją przy życiu.

Rządowy dekret z mocą ustawy nie wejdzie jednak w życie bez podpisu prezydenta. Ten zaś poinformował wcześniej gabinet Berlusconiego, że jest mu przeciwny. Zdaniem głowy państwa, sprawa ta nie leży w kompetencji rządu, lecz parlamentu. A tam złożono już projekty ustawy o tzw. testamencie życia.

Ustawa miałaby w sposób jednoznaczny rozstrzygać podobne sytuacje, by nie były one przedmiotem batalii prawnej, jak to stało się w przypadku Eluany. Sąd Najwyższy przyznał bowiem jej ojcu prawo do podjęcia decyzji o zaprzestaniu odżywiania kobiety. Orzeczenie to zostało jednak zakwestionowane.

Konstytucjonaliści przypominają, że zgodnie z ustawą zasadniczą, jeśli prezydent nie podpisze przedłożonego mu dekretu, nie będzie miał on żadnej mocy prawnej. Co więcej, zdaniem znawcy konstytucji Stefano Ceccantiego, cytowanego przez agencję Ansa, uchwalenie przez rząd dekretu mimo wcześniejszego sprzeciwu prezydenta było bardzo poważnym instytucjonalnym nietaktem.

Decyzja Rady Ministrów wywołała falę sprzecznych opinii. Politycy centroprawicy mówią o odważnej próbie ratowania życia kobiety, a przedstawiciele lewicy - o szaleństwie państwa teokratycznego.