Portowy Zarzis na południu Tunezji nie radzi sobie z liczbą zwłok wyławianych z Morza Śródziemnego. Władze organizują pochówek dla migrantów, którzy utonęli podczas drogi do Europy, jednak w 75-tysięcznym mieście brakuje już miejsca.

W kulturze Zarzis nie możemy zostawiać ciał. To smutne, ponieważ ci ludzie mogliby być naszymi siostrami, matkami, ojcami, dziećmi. Mamy też tutaj młodych ludzi, którzy stali się rozbitkami i wiemy, jak to jest, kiedy ktoś bliski utonie - powiedział jeden z lokalnych urzędników. Zaapelował jednocześnie o pomoc, podkreślając, że miasto znajduje się już na granicy swoich możliwości.

Wszystkie zwłoki wyławiane między Zarzis a turystyczną wyspą Dżerbą trafiają do szpitala w Kabisie. Jest to jedyna regionalna placówka, która może pobierać DNA od zmarłych. Dyrektor szpitala Hechmi Lakhrech twierdzi, że w kostnicy, która może pomieścić ciał nie ma już miejsca. Placówka zatrudnia dwóch lekarzy sądowych i dwoje asystentów. Brakuje jej także sprzętu.

Część urzędników boi się, że ciała są zakażone cholerą

Gubernator Kabis, Mongi Thameur, powiedział, że po przeprowadzeniu sekcji ciała trzymane są w kostnicy do momentu znalezienia miejsca pochówku. Ze względu na to, że wiele gmin odmawia chowania ciał migrantów, to skomplikowany proces.

Jak podkreślił, część urzędników boi się, że ciała są zakażone cholerą; inni odmawiają pochowania na muzułmańskich cmentarzach ludzi, co do których nie ma pewności, jakiego byli wyznania.

Tylko 1 lipca w ciągu jednego dnia w okolicach Zarzis wyłowiono z morza ponad 80 ciał.