W kilkudziesięciu hiszpańskich miastach odbyły się marsze poparcia lub sprzeciwu wobec zaplanowanego na niedzielę referendum niepodległościowego w Katalonii, regionie autonomicznym na północnym wschodzie kraju. Wzięło w nich udział łącznie ponad 100 tys. osób.

Jedna z największych manifestacji przeciwko referendum w Katalonii odbyła się w centrum Madrytu. Według policji uczestniczyło w niej ponad 10 tys. osób. Protestujący wznosili okrzyki: "Nie dla nielegalnego głosowania!", "Jesteśmy Hiszpanami!".

Manifestacje przeciwko plebiscytowi w Katalonii odbyły się także w kilkudziesięciu innych miastach na terenie całego kraju. Największe z nich zorganizowano w Sewilli, Walencji, Valladolid, Santander, w Kadyksie, a także w Santiago de Compostela.

Zwolennicy jedności Hiszpanii zorganizowali też akcje sprzeciwu wobec referendum w kilku miastach Katalonii. Ponad tysiąc osób zgromadziło się na wiecach w Barcelonie oraz w Tarragonie.

Protestowali również zwolennicy organizacji referendum w Katalonii

Tego dnia w całej Hiszpanii protestowali również zwolennicy organizacji referendum w Katalonii. Jednym z największych wydarzeń była licząca kilkadziesiąt tysięcy uczestników manifestacja poparcia dla plebiscytu, która odbyła się w Bilbao, największym mieście Kraju Basków. Zorganizował ją ruch społeczny Gure Esku Dago, który zabiega o prawo Basków do samostanowienia.

W sobotę wiece i marsze poparcia dla niedzielnego referendum w Katalonii odbyły się także w Madrycie, Pampelunie, Salamance, Alicante, Gijonie, Walencji, Huesce, Las Palmas, a także w Kadyksie oraz w Santiago de Compostela. Głównym hasłem manifestacji było żądanie uszanowania przez centralny rząd Mariano Rajoya prawa regionów Hiszpanii do swobodnego głosowania.

Zwolennicy referendum okupują jedną ze szkół w Barcelonie

Zwolennicy referendum okupują jedną ze szkół w Barcelonie. Nie wiemy, co się wydarzy jutro, ale wiemy, że musimy tu zostać - mówili naszemu specjalnemu wysłannikowi Pawłowi Balinowskiemu. Policja grozi protestującym grzywnami, sięgającymi nawet 300 tysięcy euro, jednak okupujący przekonują, że pomimo gróźb nic się nie zmieni. Protestujący zamierzają pozostać na miejscu całą noc, by przyjąć rano ludzi, którzy będą chcieli głosować. 

O 5 rano zaplanowaliśmy śniadanie dla wszystkich, którzy tu są, a potem otworzymy szkołę, by można było głosować. Później poczekamy i zobaczymy, co się stanie - mówił dziennikarzowi RMF FM jeden ze zgromadzonych. 

Policja zamierza już o godzinie 6:00 usunąć okupujących szkołę ludzi. Ci z kolei zamierzają usiąść na ziemi i się nie ruszać. Kilku policjantów było tu już dziś - chcieli rozmawiać z osobą, która przewodzi grupie okupujących budynek. Policjanci odeszli jednak z kwitkiem, ponieważ usłyszeli, że takiej osoby nie ma i powinni rozmawiać z każdym po kolei.

Społeczeństwo jest bardzo podzielone. Kłócą się w rodzinie, z przyjaciółmi. Wszyscy są skrajnie na tak, albo skrajnie na nie. Środek się rozmył - mówi w rozmowie ze specjalnym wysłannikiem RMF FM pani Joanna, Polka mieszkająca w Barcelonie. Teraz naprawdę tutaj czuć napięcie. To się zmieniło w ciągu miesiąca - dodaje. TUTAJ CZYTAJ WIĘCEJ NA TEN TEMAT

Władze centralne w Madrycie uznają plebiscyt za nielegalny

W połowie września kierownictwo Guru Esku Dago zapowiedziało, że ruch zorganizuje referendum niepodległościowe dotyczące przyszłości Kraju Basków. Plebiscyt, zaplanowany na 5 listopada, będzie miał jedynie charakter informacyjny, a zwycięstwo sympatyków niepodległości nie będzie oznaczało secesji od Królestwa Hiszpanii.

Niedzielne referendum w Katalonii stoi teraz pod znakiem zapytania. Wprawdzie autonomiczny rząd Carlesa Puigdemonta zapowiada, że plebiscyt odbędzie się w ponad 2300 lokalach wyborczych, ale władze centralne w Madrycie, które uznają plebiscyt za nielegalny, zadeklarowały, że zrobią wszystko, aby nie dopuścić do głosowania.

(m)