Tysiące zwolenników tajlandzkiej opozycji zajęły gmach stacji telewizyjnej w Bangkoku i wdarły się na teren kancelarii premiera. Domagają się ustąpienia rządu premiera Samaka Sundaraveja. Według niepotwierdzonych źródeł, policja zatrzymała już co najmniej 80 osób. W manifestacjach w Bangkoku uczestniczy - według policji - około trzydziestu tysięcy ludzi. Opozycja mówi nawet o kilkuset tysiącach.

Wcześnie rano kilkudziesięciu zamaskowanych demonstrantów wdarło się na teren stacji telewizyjnej NBT, mieli noże, broń palną i kije golfowe. Stacja przerwała nadawanie programów. W tym samym czasie tysiące uczestników pokojowego marszu otoczyły kompleks urzędu premiera. Kilkaset osób przedarło się przez ogrodzenie i koczuje bezpośrednio pod urzędem.

Organizatorem protestu jest Ludowy Sojusz na rzecz Demokracji. Ugrupowanie domaga się usunięcia demokratycznie wybranych władz – oskarża je o bycie marionetką w rękach premiera Thaksina Shinawatry, obalonego w 2006 roku. Według portalu internetowego BBC Sojusz łączy z demokracją wyłącznie nazwa. W rzeczywistości grupa prowadzi kampanię przeciwko demokracji, argumentując, że wybory w zachodnim stylu prowadzą w Tajlandii jedynie do powoływania skorumpowanych i nieskutecznych rządów.