Menedżer jednego z brytyjskich banków został dla żartu porwany przez swych przyjaciół. Taką niespodziankę przygotowali mu na urodziny, które o mały włos nie skończyły się tragicznie.

Zamaskowani napastnicy uderzyli na stacji benzynowej. Zagrozili mężczyźnie pistoletami i siłą wepchnęli do samochodu. Mówili z ostrym, irlandzkim akcentem. Obchodzący właśnie 40 urodziny Brytyjczyk był przekonany, że zginie.

Kiedy jednak po 15 minutach jazdy zaśpiewano mu „Sto lat” jego złość sięgnęła zenitu. Brytyjska policja nazwała ten żart nieodpowiedzialnym wybrykiem, który mógł zakończyć się tragicznie.

Sami jednak żartownisie nie okazali skruchy. Ich zdaniem urodzinowe porwanie było zemstą za podobny żart, którego autorem był porwany. Na koniec wieczoru kawalerskiego powiesił on bowiem nad autostradą potężną fotografię swojego przyjaciele ubranego jedynie w skarpetki.