NATO powinno zrezygnować z polityki powstrzymywania Rosji, jeśli naprawdę obawia się incydentów wojskowych - twierdzi wiceszef rosyjskiej dyplomacji Aleksiej Mieszkow. Jego zdaniem za ryzyko możliwych nieprzewidzianych zdarzeń pomiędzy siłami NATO i Rosji odpowiada Sojusz, bezprecedensowo zwiększając aktywność wzdłuż rosyjskich granic.

NATO powinno zrezygnować z polityki powstrzymywania Rosji, jeśli naprawdę obawia się incydentów wojskowych - twierdzi wiceszef rosyjskiej dyplomacji Aleksiej Mieszkow. Jego zdaniem za ryzyko możliwych nieprzewidzianych zdarzeń pomiędzy siłami NATO i Rosji odpowiada Sojusz, bezprecedensowo zwiększając aktywność wzdłuż rosyjskich granic.
Flaga Rosji [zdj. ilustracyjne] /Markus Heine/dpa /PAP/EPA

Rosyjski wiceminister argumentuje, że stanowisko Moskwy zostało przekazane 20 kwietnia podczas pierwszego od aneksji Krymu spotkania Rady Rosja-NATO, ale żadnej odpowiedzi nie było.

Mniej dyplomatyczni są rosyjscy eksperci straszący NATO. Falę antynatowskiej histerii wywołały ćwiczenia Anakonda i zbliżający się szczyt NATO w Warszawie

Niektórzy z ekspertów przekonują, że sojusz zrzucił maskę i nie ukrywa już wrogości wobec Rosji, czego dowodem mają być właśnie ćwiczenia Anakonda.

To świadczy o  wrogich zamiarach, należy to rozumieć jako protokół o wrogich zamiarach . Bez wątpienia musimy reagować , umacniając zachodnią granicę -  twierdzi  Michaił Chodarionok. Jego zdaniem nie chodzi tylko o przerzucenie jednostek wojskowych, lecz o odbudowę lotnisk, punktów dowodzenia i pozostałej  infrastruktury wojskowej przy granicy z Białorusią.

Zdaniem Chodorianioka po rozpadzie ZSRR popełniono fatalny błąd pozostawiając bezbronną całą zachodnią część Rosji. Infrastruktura wojskowa został utrzymana jedynie w obwodzie kaliningradzkim, ale droga do Moskwy jest całkowicie odsłonięta.

(mn)