Amerykanie wspominają dziś ofiary ataków z 11 września. Mija 9. rocznica tragicznych wydarzeń, jakie rozegrały się w Nowym Jorku, Waszyngtonie i Shanksville. W tych miastach rozbiły się maszyny porwane przez terrorystów. Wszędzie tam gromadzą się bliscy ofiar, by uczcić ich pamięć.

Czasem są to bardzo - kameralne spotkania. W gronie, przyjaciół i znajomych. Tak jest od kilku dni. Nie czekali na wielkie uroczystości. Chcieli być razem w pobliżu tych miejsc. Mój ojciec był w samolocie i naprawdę doceniam fakt, że tu przyszliście żeby oddać cześć jego pamięci - mówi jedna z kobiet.

To, co się wydarzyło, wciąż jest w pamięci tych, którzy widzieli nadlatujące maszyny. To obraz który zapamiętam do końca życia - opowiada Mary Alice z Shanksvile. Samolot wynurzył się znad wzgórza, leciał z prędkością 500 mil na godzinę, obrócił się, zrobił zwrot w prawo i rozbił się spadając. Tak właśnie wyglądały ostatnie chwile lotu 93. Na pokładzie, którego pasażerowie stoczyli walkę z terrorystami, nie dopuszczając tym samym, by maszyna uderzyła w waszyngtoński Kapitol.

W Nowym Jorku tradycyjnie już uroczystości rozpoczęły się o godz. 8.46 rano (czasu lokalnego), czyli dokładnie wtedy, kiedy dziewięć lat temu pierwszy samolot rozbił się o północną wieżę World Trade Center na Manhattanie. Drugi samolot uderzył w południową wieżę o godz. 9.03. Chwile te uczczono minutą ciszy.

Jak w poprzednich latach, na placu obok tzw. Strefy Zero, czyli miejsca, na którym stały do 11 września 2001 gmachy WTC, odczytano kolejno nazwiska wszystkich 2 752 ofiar zamachu. Uroczystość rozpoczęli wiceprezydent USA Joe Biden i burmistrz Nowego Jorku Michael Bloomberg.