Wśród licznych znaków zapytania towarzyszących wojnie przeciwko terroryzmowi pojawiają się pytania o to, czy Irak może stać się kolejnym celem amerykańskiej akcji. Jak się okazuje Bagdad otrzymał już w tej sprawie od Amerykanów pewnego rodzaju ultimatum.

Jak twierdzi jedna z waszyngtońskich gazet, ambasador USA przy ONZ, John Negroponte przekazał swojemu irakijskiemu odpowiednikowi ostrzeżenie by Bagdad nie próbował pomagać siłom Talibanu w Afganistanie lub wykorzystywać sytuacji do działań przeciwko opozycji na własnym terenie. Amerykanie nie pozostawili żadnych wątpliwości – takie próby ściągną na Irak natychmiastowe i decydujące uderzenie. Odpowiedź ze strony Iraku była czytelna i wskazywała na to, że Bagdad rozumie o co chodzi. Bagdad konsekwentnie zaprzecza związkom z Osamą bin Ladenem. W USA mało kto jednak wierzy w te zapewnienia, tym bardziej, że dowody w śledztwie po zamachach z 11 września wskazują na istnienie tzw. „irackiego śladu”. W administracji Busha pojawiły się silne różnice zdań na temat potrzeby uderzenia na Saddama Husejna, jednak bez wątpienia takiej możliwości nikt tam nie odrzuca.

Dodajmy, że były saudyjski minister szejk Zaki Jamani ostrzegł w wywiadzie dla niemieckiego tygodnika "Die Zeit", że gdyby Amerykanie rozszerzyli na Irak wojnę z terroryzmem, cena ropy naftowej wzrosłaby do 30 dolarów za baryłkę. "Gdyby do tego doszło, iracka ropa znikłaby z rynku, a są to ponad dwa miliony baryłek dziennie" - podkreślił szejk Jamani.

TV Al-Jazeera

13:40