"Brutalność reżimu prezydenta Baszara Asada może doprowadzić do międzynarodowej interwencji zbrojnej w Syrii" - ostrzegł w telewizyjnym wywiadzie przewodniczący Kolegium Szefów Sztabów USA, generał Martin Dempsey. Wojskowy skomentował w ten sposób masakrę ludności cywilnej w Huli, gdzie od piątku zginęło ponad 100 osób, w tym 49 dzieci i 34 kobiety.

Nie wykluczamy opcji militarnej. Dowódcy wojskowi zawsze są ostrożni co do użycia siły, ponieważ nigdy nie jesteśmy całkiem pewni, czym to się zakończy. W Syrii może jednak do tego dojść z powodu okrucieństw reżimu- powiedział Dempsey. Zapytany, czy w Syrii może być zastosowany "model z Libii", gdzie siły NATO dostarczyły zbrojnego wsparcia powstańcom, generał odpowiedział, że "szablony" są ryzykowne.

Po masakrze w Huli Rada Bezpieczeństwa ONZ jednogłośnie uchwaliła w niedzielę oświadczenie potępiające reżim Asada. Tego samego dnia do międzynarodowej interwencji w Syrii wezwał były republikański kandydat na prezydenta, senator John McCain. Skrytykował on politykę administracji prezydenta Baracka Obamy w sprawie Syrii, nazywając ją "słabą i nieskuteczną".

W Huli strzelano do ludzi bez opamiętania

Z poufnego listu sekretarza generalnego ONZ Ban Ki Muna, do którego dotarły agencje Reutera i dpa, wynika, że obserwatorzy ONZ widzieli w jednym z meczetów w Huli 85 ciał. Obrażenia ofiar, a także uszkodzenia budynków wskazują, że miasto ostrzeliwane było z ciężkiej broni - artylerii i czołgów. Taką bronią dysponuje jedynie syryjska armia. Ban Ki Mun ponownie wezwał władze w Damaszaku, by zaprzestały używania ciężkiej broni do ataków na dzielnice mieszkaniowe.

Syryjska opozycja uważa, że za masakrę odpowiedzialny jest reżim Baszara el-Asada, natomiast władze w Damaszku twierdzą, że winni są rebelianci. Rosja także sugerowała, że masakry dokonali rebelianci.