To będzie rekordowa kampania wyborcza w Ameryce. Barack Obama zebrał już 150 milionów dolarów, mimo że do wyścigu o ponowną prezydenturę stanie w przyszłym roku. Wśród darczyńców są wielkie banki i korporacje. I to wszystko w kraju, w którym od ponad miesiąca ludzie masowo protestują z powodu kryzysu finansowego.

O ból głowy przyprawia to okupujących Wall Street, którzy o takich pieniądzach na koncie mogą jedynie pomarzyć. Amerykanie nie są już reprezentowani przez swoich przedstawicieli. Przeciętny Amerykanin nie ma milionów dolarów, które mógłby dać swoim przedstawicielom żeby ci zechcieli go posłuchać - mówi jeden z nich korespondentowi RMF FM Pawłowi Żuchowskiemu.

A Jim Messina ze sztabu Obamy wciąż zachęca do przekazywania pieniędzy: Twoje zadanie, moje zadanie, nasze zadanie to zaangażowanie większej ilości ludzi na rzecz tej kampanii. Żeby więcej ludzi pracowało wspólnie, żeby dokonać zmian, których - jak wiemy - ten kraj potrzebuje.

To dwa różne światy - mówi kolejny zwykły Amerykanin, bez milionów na koncie. Oni kontrolują podaż pieniądza i mogą wskazywać wygranych i przegranych, a to nie jest dobre dla przeciętnego Amerykanina, który nie może oszczędzać pieniędzy.