Czy policja miała prawo strzelać? To pytanie wraca za każdym razem, kiedy funkcjonariusze sięgają po broń. Przykład poznańskiej strzelaniny na ulicy Bałtyckiej pokazuje, że niełatwo post factum odpowiedzieć na to pytanie. Rozwiązanie znaleźli Amerykanie, którzy w stanie Nowy Jork testują miniaturowe kamery montowane pod lufą pistoletu. Urządzenia automatycznie rejestrują dźwięk i obraz sytuacji, w której znalazł się w danym momencie policjant.

Kamera uruchamia się samoczynnie sekundę po tym, jak oficer wyciąga broń z kabury i od tej pory może przez 60 minut rejestrować to, co dzieje się w miejscu, w które w danej chwili skierowany jest pistolet. Nie tylko pozwoli nam zachować dowody tego, co dokładnie się stało. Ale możemy po czasie wrócić do nagrania i na tej podstawie szkolić innych policjantów, żeby byli lepiej przygotowani, podejmowali lepsze decyzje - zachwala producent. Zwolennicy kamer mówią: koniec z wątpliwościami na sali sądowej i szukania pośrednich dowodów na to, czy policjant miał prawo strzelać.

Przeciwnicy pytają, czy funkcjonariusze nie będą się bali tak wnikliwej kontroli swoich działań. Myślę, że wahanie, czy sięgnąć po broń jest naturalne. Bez względu na to, czy jest na niej kamera, czy nie – to opinia tych, którzy urządzenia testują. Podobne stosuje już policja w Los Angeles, która jednak zamontowała je na paralizatorach elektrycznych, bo po nie policjanci sięgają zdecydowanie częściej niż po broń.

Na razie przeszkodą w powszechnym montowaniu urządzeń może być ich cena – prawie 700 dolarów, ale kolejne modele kamer mają być mniejsze i tańsze.