FBI wyjaśnia, co stało się z komputerowym twardym dyskiem, który zaginął w amerykańskim archiwum narodowym. Na dysku znajdowały się między innymi dane adresowe urzędników pracujących w administracji Billa Clintona, instrukcje ochrony ważnych osób, czy ponad 100 tysięcy numerów Ubezpieczenia Społecznego w tym należące do córek byłego wiceprezydenta Ala Gore'a.

Na razie nie wiadomo, gdzie jest dysk. Jednak wstępne informacje wskazują, że choć zawierał tajne dane, to był wyjątkowo łatwo dostępny. Leżał niezabezpieczony w pomieszczeniu, do którego dostęp miało co najmniej 100 pracowników archiwum. Co gorsza, przez to biuro przechodziły też wycieczki i goście instytucji. Wiadomo, że dysk zaginął między październikiem a marcem. Jego brak odkryto na początku kwietnia.

Republikańska kongresmen, która ujawniła całą sprawę wzywa do śledztwa przed Kongresem, bo faktycznie cała sprawa wygląda poważnie. Gdyby okazało się, że ktoś go ukradł dla samego dysku, albo przez przypadek wyrzucił, to jeszcze pół biedy. Ale informacje, które zawierał np. dla służb obcego wywiadu były bezcenne. Chociaż nikt nie mówi tego głośno, to właśnie takiego scenariusza wszyscy najbardziej się boją.