Władze Mińska chciałyby, by mieszkańcy stolicy jedli w restauracjach więcej ryby słodkowodnej, a zwłaszcza karpia, choć rekomendowana jest też tołpyga i szczupak. Wystosowały w tej sprawie specjalne pismo do urzędników odpowiedzialnych za żywienie zbiorowe.

To być może kolejny administracyjny sposób wspierania miejscowej produkcji, bo władze kraju starają się ograniczyć import. Również w poszczególnych obwodach w sklepach spożywczych dominują produkty wytworzone na miejscu nad sprowadzanymi z innych regionów.

Jak ujawniła gazeta "Komsomolskaja Prawda", pismo mińskich władz zaleca, by w restauracjach, stołówkach i barach możliwie jak najczęściej pojawiały się dania z karpia i tołpygi. Władze proponują, by zakłady gastronomiczne organizowały specjalne "dni rybne" i przygotowywały na zamówienie faszerowanego karpia i szczupaka.

Powód listu wytłumaczył gazecie szef zarządu handlu we władzach Mińska Paweł Kazłou. Mamy dużo ryby i to dobrej - wyjaśnił. Podkreślił też, że pismo nie zawiera żądania, by włączać więcej ryby do jadłospisu, a jedynie taką rekomendację.

Stołeczni restauratorzy, do których dotarł dziennik, różnie ocenili inicjatywę. Szef jednego z dużych lokali wskazuje, że ma w menu i sandacza zapiekanego z grzybami, i faszerowanego karpia i rybną zupę, uchę, z białoruskich ryb. Właścicielka innego lokalu uważa, że karp jest drogi w porównaniu z rybą morską, w wersji faszerowanej - pracochłonny i "dzień karpia" byłby dla jej firmy tylko "dniem pracy i straty".

Ankietowani przez gazetę mińszczanie podsuwają jeszcze inne pomysły wspierania krajowych producentów. Proponują, by w restauracjach organizować dni innych dań, tradycyjnych w białoruskiej kuchni: dzień ziemniaka, z którego można przygotować ponad sto dań, dzień blinów, placków ziemniaczanych, czyli draników, czy dzień kaszy.