Wywodząca się z niemieckich wyższych sfer, doskonale poruszająca się w światowym establishmencie, stronniczka Angeli Merkel, lekarka ginekolog, polityk, matka siódemki dzieci - Ursula von der Leyen została we wtorek wybrana na pierwszą w historii szefową Komisji Europejskiej.

O pomyśle, że miałaby objąć przewodnictwo Komisji Europejskiej, usłyszała dwa tygodnie temu - w poniedziałkowy wieczór 1 lipca. Gdy odebrała telefon z Brukseli, gdzie szefowie państw i rządów szukali wyjścia z impasu po upadku kandydatury Fransa Timmermansa, była mocno zaskoczona. Szybko przystała jednak na propozycję.

Życie dotychczasowej minister obrony Niemiec zatoczyło koło. Gdy jako 13-latka, córka wysokiej rangą urzędnika struktur europejskich, wyprowadzała się z ekskluzywnej podbrukselskiej miejscowości Tervuren, nie mogła przypuszczać, że w wieku 60 lat wróci do Belgii, by kierować potężną instytucją Unii Europejskiej. O powrocie tym marzyła, licząc jednak co najwyżej na stanowisko unijnego komisarza.

Von der Leyen urodziła się w Brukseli 8 października 1958 r. Przynależność partyjną "odziedziczyła" po ojcu - Ernst Albrecht był działaczem Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU) i przez 14 lat premierem Dolnej Saksonii. W tym samym roku, w którym przyszła na świat jego córka, Albrecht został szefem gabinetu niemieckiego komisarza Hansa von der Groebena. Później pełnił on funkcję dyrektora generalnego do spraw konkurencji w Komisji.

Von der Leyen w 1987 r. skończyła medycynę w Hanowerze. Od 1988 do 1992 r. była lekarzem w klinice ginekologii, by potem wyjechać na cztery lata do Stanów Zjednoczonych, gdzie jej mąż, wywodzący się z arystokratycznej rodziny lekarz i wykładowca Heiko von der Leyen, dostał grant badawczy.

Do CDU przystąpiła jeszcze w latach 90. Zaczynała jako radna, ale dość szybko pięła się po szczeblach partyjnej kariery. Jak deklaruje, do świata polityki weszła, by zajmować się zdrowiem, ale nigdy nie było jej to dane. W 2003 r. została ministrem ds. społecznych Dolnej Saksonii, a już dwa lata później ministrem ds. rodziny i spraw młodzieży w rządzie federalnym Angeli Merkel. Od 2009 do 2013 r. była ministrem pracy i spraw społecznych, od 2013 r. ministrem obrony. Jako jedyna była przy boku Merkel we wszystkich jej kolejnych gabinetach.

Dzień przed głosowaniem w Parlamencie Europejskim nad jej kandydaturą na szefową KE zapowiedziała, że niezależnie od wyniku rezygnuje z funkcji krajowej.

Von der Leyen wielokrotnie opowiadała się za zwiększaniem przez Niemcy wydatków wojskowych, ale to właśnie za jej kadencji jako minister obrony nastąpiła zapaść w tym obszarze, a media obiegły zdjęcia pojazdów opancerzonych Bundeswehry, które zamiast karabinów maszynowych "uzbrojone" były w pomalowane na czarno kije od mioteł.

Krytykowana była za przeznaczanie milionów euro na zewnętrznych konsultantów, zarzucano jej też nepotyzm w zarządzaniu resortem obrony. Żartowano nawet, że firma doradcza McKinsey traktowała niemiecki MON jak bankomat za każdym razem, gdy potrzebowała środków. Sprawa nie jest jednak humorystyczna, bo w niemieckim parlamencie działa nawet komisja dochodzeniowa, która bada jak lukratywne kontrakty z niemieckiego resortu obrony były przyznawane zewnętrznym konsultantom i jak ułatwiała to sieć nieformalnych powiązań.

Von der Leyen stanowczo wypowiada się o Rosji. Podczas ubiegłotygodniowych przesłuchań w PE podkreślała, że Kreml nie toleruje słabości, dlatego UE powinna prowadzić z nim dialog z pozycji siły. Od dawna krytykuje Moskwę za rozpoczęcie konfliktu na Ukrainie i podkreśla nienaruszalność granic państwa ukraińskiego.

W Polsce nazwisko niemieckiej minister obrony zaczęło pojawiać się częściej pod koniec listopada 2017 r., kiedy to von der Leyen w talk-show w ZDF uznała za istotne, by wspierać "zdrowy demokratyczny opór" młodego pokolenia w Polsce. Minister powiedziała również, że chciałaby "wziąć w obronę kraje wschodnioeuropejskie".

Choć polski rząd był zadowolony z jej nominacji, to eurodeputowani PiS długo zastanawiali się nad poparciem jej kandydatury. Jej deklaracje dotyczące zachowania praworządności w UE były z jednej strony dość mocne ("nie będzie żadnych ustępstw w tej sprawie"), ale z drugiej na tyle ogólne, że w Warszawie były przyjmowane z zadowoleniem. Von der Leyen podkreśla, że żadne z państw nie jest idealne i dlatego chciałaby przeglądu praworządności we wszystkich krajach członkowskich, co szef MSZ Jacek Czaputowicz uznał we wtorek za bardzo dobry pomysł.

Berliński korespondent portalu Politico Matthew Karnitschnig pisał w ubiegłym tygodniu o sieci kontaktów, które zbudowała szefowa KE wskazując, że jej nazwisko pojawiało się na niemal każdej konferencji czy spotkaniu międzynarodowych liderów polityki i biznesu. Von der Leyen jest m.in. wśród członków zarządu organizatorów Światowego Forum Ekonomicznego, przygotowującego krytykowane przez antyglobalistów coroczne spotkania w Davos. Ma też kontakty poza światem polityki, m.in. w koncernie Bertelsmann, który jest największą medialną firmą w Europie, wydawcą magazynów, a także właścicielem telewizji. Zdaniem Karnitschniga to właśnie jej międzynarodowe kontakty otworzyły jej drogę do szefostwa KE.

Von der Leyen mocno podkreśla konieczność walki z dyskryminacją płci. Deklaruje, że chce, by 50 proc. stanowisk komisarzy przypadło kobietom. Choć jej ubiegłotygodniowe przesłuchania w PE nie wypadły najlepiej, jej wtorkowa, wygłoszona z pasją i w trzech językach mowa, w której zarysowała swoje priorytety, została dobrze przyjęta przez europosłów - nawet tych, którzy zapowiedzieli głosowanie przeciw niej.

Poza medycyną Niemka studiowała też ekonomię m.in. w London School of Economics. Ze względów bezpieczeństwa w czasie pobytu w Londynie posługiwała się nazwiskiem Rose Ladson, mieszkając na stancji u późniejszego ministra finansów Polski Jacka Rostowskiego. Rodzina obawiała się porwania jej przez organizację terrorystyczną Frakcja Czerwonej Armii (RAF), która chciała wpływać na politykę jej ojca. "Poza tym, że Ursula von der Leyen (wtedy Albrecht) miała włosy tylko trochę dłuższe niż dzisiaj (choć pełniejsze), to była trochę pulchna i lubiła szaleć po dyskotekach" - wspominał w ubiegłym tygodniu na Twitterze Rostowski.

Na początku lat 90. obroniła też doktorat. Choć zarzucono jej plagiat, oskarżenia nie zostały potwierdzone.

Von der Leyen podobnie jak jej rodzice ma siedmioro dzieci. Najstarsze ma 32 lata, a najmłodsze 20. Biegle posługuje się angielskim i doskonale francuskim.