Szesnastu cywilów w Afganistanie zabił sierżant sztabowy armii USA Robert Bales. Jego nazwisko ujawniły amerykańskie media, powołując się na źródła wojskowe. Żołnierz został w piątek przewieziony z Kuwejtu do więzienia wojskowego w bazie Fort Leavenworth w stanie Kansas.

Sierżant sztabowy Robert Bales został umieszczony w pojedynczej celi w więzieniu wojskowym w bazie Fort Leavenworth. W Afganistanie nie mamy odpowiedniego obiektu, w którym można przetrzymywać amerykańskiego żołnierza w takiej sprawie - tłumaczył dowódca Międzynarodowych Sił Wsparcia Bezpieczeństwa (ISAF) w Afganistanie.

Amerykański sierżant, który jest oskarżony o zabicie w prowincji Kandahar 16 osób, w tym dziewięciorga dzieci, przed wywiezieniem przebywał w bazie NATO.

Wahał się, czy jechać do Afganistanu

Adwokat żołnierza John Henry Browne poinformował, że mężczyzna nie był zachwycony wyjazdem na misję do Afganistanu. Sprecyzował, że wojskowy miał wątpliwości, czy stan jego zdrowia, "głównie fizycznego", umożliwi mu udział w kolejnej misji. Najpierw powiedziano mu, że nie jedzie, a później, że jednak jedzie - powiedział Browne. Żołnierz , który przybył do Afganistanu w grudniu ubiegłego roku, od lutego stacjonował w bazie Belambai, w prowincji Kandahar.

38-letni sierżant sztabowy, który stacjonował pierwotnie w bazie Lewis-McChord, w stanie Waszyngton, przebywał już trzykrotnie na misjach w Iraku. Był dwukrotnie ranny w głowę i nogę. Miał też wysokie odznaczenia bojowe. Wstąpił do armii pod wrażeniem ataków terrorystycznych z 11 września 2001 roku w Nowym Jorku i Waszyngtonie.

Sprawców masakry było więcej?

Agencja AP podała, że niektórzy przedstawiciele władz afgańskich i mieszkańcy wiosek, w których doszło do masakry, twierdzą, że sprawców było więcej niż jeden. Aby rozwiać te wątpliwości amerykańskie władze udostępniły afgańskim śledczym nagranie z monitoringu, na którym widać, jak żołnierz wchodzi do bazy, odkłada broń i podnosi ręce w geście poddania. Strona afgańska chce jeszcze otrzymać inne nagranie wideo, trwające 2-3 godziny, zarejestrowane w czasie ataku - powiedział anonimowo jeden z przedstawicieli władz Afganistanu.

Masakra, która nastąpiła wkrótce po incydencie spalenia Koranu w jednej z baz USA, wywołała powszechnie oburzenie i potępienie, nie tylko w Afganistanie, ale i na całym świecie.

Antyamerykańskie protesty po spaleniu Koranu

Pod koniec lutego w bazie Bagram, około 60 km na północny wschód od Kabulu, spalono egzemplarze Koranu skonfiskowane wcześniej więźniom. Amerykanie obawiali się, że za ich pośrednictwem osadzeni przekazują sobie wiadomości. Mimo przeprosin, wystosowanych przez prezydenta Baracka Obamę, Pentagon i dowództwo sił ISAF, incydent wywołał gwałtowne protesty w całym Afganistanie. Zginęło w nich ok. 30 osób, a ok. 200 zostało rannych.