Chińskie władze obiecują "łagodne traktowanie" demonstrantów ze stolicy Tybetu - Lhasy, jeśli sami przyznają się do udziału w zamieszkach. Wczoraj manifestowało tam nawet 20 tysięcy ludzi. Chińskie służby porządkowe odpowiedziały siłą. Zginęło 10 osób. Telewizja powtarzająca zdjęcia z manifestacji, za ofiary wini manifestantów i określa ich mianem "wandali".

Jak informuje chińska agencja Xinhua, większość ofiar to przedsiębiorcy – właściciele sklepików, które znalazły się w strefie zamieszek, a także pracownicy hoteli. Wśród zabitych nie ma cudzoziemców.

Według zagranicznych turystów, stolica Tybetu otoczona jest przez milicję i wojsko. Siły porządkowe zaleciły obcokrajowcom pozostanie w hotelach. Miejscowe bary i restauracje są zamknięte.

Od początku tygodnia mnisi buddyjscy manifestują w Tybecie i w sąsiednich regionach z okazji 49. rocznicy krwawo stłumionego powstania przeciwko okupacji chińskiej i ucieczce z kraju Dalajlamy XIV. Według miejscowych źródeł, klasztory w Lhasie i okolicach miasta zostały otoczone przez chińską policję.