Co najmniej 35 osób zginęło w ataku tureckiego lotnictwa w południowo-wschodniej Turcji, w pobliżu granicy z Irakiem. Najpewniej przemytników wzięto za kurdyjskich separatystów - podała agencja Reutera, powołując się na miejscowe władze.

Gubernator prowincji Sirnak, Vahdettin Ozkan, potwierdził śmierć ponad 20 osób w - jak to nazwał - "incydencie". Nie sprecyzowano, jakie były okoliczności ataku.

Mamy 30 ciał, wszystkie są spalone. Władze wiedziały, że ci ludzie zajmowali się przemytem. Takie incydenty są nie do przyjęcia. Zostali trafieni z powietrza - powiedział z kolei burmistrz miejscowości Uludere w tej prowincji, Fehmi Yaman.

Wcześniejszy bilans sporządzony przez lokalne władze mówił o 23 zabitych Kurdach - mieszkańcach wsi Ortasu.

Według źródeł w tureckich siłach bezpieczeństwa, przed atakiem pojawiły się informacje o obecności w okolicy bojowników ze zdelegalizowanej Partii Pracujących Kurdystanu. Ugrupowanie to domaga się utworzenia państwa kurdyjskiego na terenach zamieszkanych przez Kurdów w Turcji, Iraku, Syrii i Iranie. Separatyści wykorzystują bazy w północnym Iraku do ataków na tureckie cele. Od lata turecka armia zmaga się z nasileniem ofensywy prowadzonej przez bojowników PKK.

Nie mogliśmy wiedzieć, czy ci ludzie byli członkami PKK, czy przemytnikami - powiedziało Reuterowi źródło w miejscowych władzach.

Partia Pracujących Kurdystanu jest uważana przez Turcję, USA i UE za organizację terrorystyczną. Szacuje się, że trwający od 1984 roku konflikt w tureckim Kurdystanie spowodował śmierć około 45 tys. ludzi.