Trybunał w Strasburgu pyta o tak zwaną "listę Wildsteina". Trybunał interesuje, czy spis nazwisk funkcjonariuszy i agentów służb specjalnych PRL oraz osób wytypowanych przez nie do współpracy, nie narusza praw tych osób. Lista zawierała m.in. nazwisko i imię, a była dostępna w czytelni IPN, do której dostęp mieli badacze i dziennikarze.

Sprawa, w której Trybunał stawia pytania polskiemu rządowi dotyczy kobiety, która w 2001 roku zwróciła się do IPN o dostęp do dokumentów, wytworzonych na jej temat przez tajne służby PRL. W marcu 2004 roku otrzymała informację, że nie może być uznana za poszkodowaną w rozumieniu ustawy o IPN z roku 1998. W czerwcu 2006 roku ponownie zwróciła się o wgląd do dokumentów. Uzyskała taki wgląd, ale nie do wszystkich dokumentów. W lutym 2007 roku Instytut poinformował ją, że nie ma prawa wglądu do dwóch dokumentów, które jej dotyczą.

15 marca 2007 roku weszła w życie nowa ustawa lustracyjna (ustawa o ujawnieniu informacji o dokumentach organów bezpieczeństwa państwa z lat 1994-1990 oraz treści tych dokumentów).

Zgodnie z tą ustawą każdy ma prawo zobaczyć własne akta w IPN oraz poznać nazwiska oficerów lub agentów ze swej sprawy. Do poznania jakichkolwiek nazwisk nie mają jednak prawa oficerowie służb PRL oraz osoby traktowane przez te służby jako osobowe źródła informacji; które zobowiązały się do dostarczania im informacji i realizowały zlecone zadania. Zapisano prawo dostępu agentów i oficerów służb PRL do akt IPN na swój temat - lecz nie tych, które sami wytwarzali.

Kobieta ponownie złożyła wniosek o dostęp do akt, po wejściu w życie tej ustawy ponownie otrzymała odpowiedź odmowną w listopadzie 2007 r. Odwołała się od tej decyzji; w lutym 2008 roku szef IPN przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia; jednak w czerwcu 2008 roku dyrektor warszawskiego oddziału IPN odmówił jej prawa wglądu do trzech dokumentów. Decyzja została podtrzymana przez szefa Instytutu. Kobieta złożyła skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.

W 2005 roku kobieta zwróciła się do IPN o wyjaśnienia w związku z pojawieniem się jej nazwiska na tzw. liście Wildsteina. Otrzymała informację, że jest na tej liście. Złożyła zatem deklarację, że nie była współpracownikiem i skierowała sprawę do sądu, utrzymując że została publicznie znieważona, bo lista z jej nazwiskiem znalazła się w Internecie.

Warszawski Sąd Okręgowy uznał, że nie została znieważona, gdyż nie wiadomo czy to jej nazwisko jest na liście, a ponadto zaznaczył, że lista zawierała nie tylko nazwiska tajnych współpracowników. W lutym 2008 roku Sąd Apelacyjny utrzymał wyrok, uznając że nawet jeżeli jej nazwisko znalazło się na liście, to nie ma to znamion znieważenia publicznego.