W Wedel na przedmieściach Hamburga doszło do makabrycznego odkrycia. W domu jednorodzinnym znaleziono ciała dwójki małych dzieci. Kilka godzin później było jasne, że nie żyje także ojciec dzieci. Mężczyzna rzucił się z dachu siedmiopiętrowego budynku. Poszukiwana jest natomiast matka maluchów. Kobieta od kilku dni nie daje znaku życia. Jej telefon komórkowy jest wyłączony.

W Wedel na przedmieściach Hamburga doszło do makabrycznego odkrycia. W domu jednorodzinnym znaleziono ciała dwójki małych dzieci. Kilka godzin później było jasne, że nie żyje także ojciec dzieci. Mężczyzna rzucił się z dachu siedmiopiętrowego budynku. Poszukiwana jest natomiast matka maluchów. Kobieta od kilku dni nie daje znaku życia. Jej telefon komórkowy jest wyłączony.
Do tragedii doszło w Wedel na przedmieściach Hamburga /BODO MARKS /PAP/EPA

Makabrycznego odkrycia w jednorodzinnym domu na przedmieściach Hamburga dokonali w niedzielne przedpołudnie dziadkowie, którzy przyjechali odwiedzić wnuki. To oni znaleźli ciała dwuletniego chłopca i pięcioletniej dziewczynki.

Na miejsce wezwano policję. Kilka godzin później w sąsiedniej dzielnicy Rissen znaleziono ciało ojca dzieci. Wszystko wskazuje na to, że 49-letni mężczyzna popełnił samobójstwo, rzucając się z dachu siedmiopiętrowego budynku.

Trwają poszukiwania 37-letniej matki dzieci. Jak pisze "Hamburger Morgenpost", należący do kobiety telefon komórkowy od sześciu dni jest wyłączony. Wszyscy życzylibyśmy sobie, żeby okazało się, że kobieta żyje - powiedziała rzeczniczka miejscowej policji.

Policja bierze pod uwagę tak zwane samobójstwo rozszerzone. Według nieoficjalnych informacji, na ciele dzieci nie znaleziono obrażeń. Prawdopodobnie zostały otrute.

Sąsiedzi są zszokowani. Twierdzą, że rodzina wyglądała na szczęśliwą. Ojciec każdego ranka odprowadzał maluchy do przedszkola. Pojawiły się jednak także głosy, że był cholerykiem. Od pewnego czasu nie miał pracy.

 (j.)