Wyrzucony ze Scotland Yardu. Detektyw Jim Boyling utrzymywał kontakty seksualne z działaczką środowiskową, której grupę inwigilował jako tajny agent. Wewnętrzne dochodzenie policji uznało go winnym poważnego naruszenia regulaminu.

Jim Boyling nie mówił kobiecie, że w rzeczywistości był policjantem. Jego związek trwał sześć miesięcy. Jak ustalono, utrzymał także kontakty z dwoma innymi aktywistkami. Kobieta, znana jedynie z imienia Monika, stara się wpłynąć na zmianę wcześniejszej decyzji prokuratury, która postanowiła nie wszczynać wobec policjanta postępowania. Jego szefowie w Scotland Yardzie byli mniej przychylni.

Jak powiedziała w wywiadzie dla BBC oszukana aktywistka, nigdy nie związałaby się z Bowlingiem, gdyby wiedziała, że w rzeczywistości jest policjantem. Była przekonana, że żywi wobec niej szczere uczucia. Mężczyzna zniknął z jej życia, gdy zakończył pełnienie służbowych obowiązków.

Inna kobieta, która również z nim sypiała, odszukała go, wznowiła z nim intymne relacje, następnie wyszła za niego za mąż i miała z nim dwójkę dzieci. Bowling ostatecznie przyznał się jej, że był tajnym agentem. Gdy ich związek rozpadł się, kobieta oskarżyła go o oszustwo i manipulowanie jej uczuciami.

Komisja dyscyplinarna Scotland Yardu ustaliła, że były agent zawierał intymne relacje z kobietami bez zgody przełożonych. Nie przekładało się to w żaden sposób na zadanie, jakie profesjonalnie wykonywał.

Jim Bowling przepracował policji 30 lat. Podczas dochodzenia zeznał, że składał relacje przełożonym ze swego postępowania. Poinformował ich także o małżeństwie. Oskarżył Scotland Yard o "selektywny zanik pamięci".

(j.)