Niemiecki dziennik "Der Tagesspiegel" w komentarzu dotyczącym obchodów 70. rocznicy końca wojny krytykuje pomijanie przez Niemców zbrodni ZSRR. Gdyby Stalin był jedynym zwycięzcą wojny, cała Europa stałaby się kolonią karną - pisze autor komentarza.

O Hitlerze powiedziano już wszystko. Jego duchowy brat - Stalin wypada natomiast zaskakująco dobrze, mimo że według różnych szacunków z jego rozkazu zamordowano od 9 do 22 mln ludzi, w większości obywateli ZSRR - pisze autor komentarza Harald Martenstein.  

Komentator ubolewa, że ofiary Stalina nie mają nawet swego dnia pamięci. 23 sierpnia, dzień przypominający o pakcie Ribbentrop-Mołotow, obchodzony jest w Europie "w sposób wyważony i niezauważalny".  

Jak zaznacza autor, właśnie teraz odsłonięto w Rosji nowy pomnik "masowego mordercy", Stalina. To dowód na to, co to znaczy wygrać wojnę. Jeżeli jako masowy morderca wygrasz wojnę, to wszystko jest w porządku - pisze Marteinstein.   

Stalin unicestwił średnią klasę chłopską mordując 600 tys. osób. W ramach kolektywizacji komuniści zagłodzili 14,5 mln ludzi, jako pierwsze umierały dzieci, zginęło też 3,5 mln Ukraińców. Nikt nie pielęgnuje pamięci o tym ludobójstwie – dodaje.  

Jestem wdzięczny za to, że Hitler przegrał wojnę i że nie muszę żyć w kraju nazistowskim. Ale jestem też wdzięczny za to, że ZSRR nie był jedynym zwycięzcą w tej wojnie. Gdyby Stalin sam wygrał tę wojnę, cała Europa stałaby się kolonią karną - czytamy w "Tagesspieglu".   

Koniec Hitlera był wyzwoleniem. Po jego pokonaniu, w okupowanej przez Sowietów części Europy rozpoczęła się budowa nowego systemu ucisku - pisze Marteinstein.  

Autor zarzuca niemieckim mediom i niemieckiej klasie politycznej, że przejęły język i rytuały z czasów NRD, które z kolei pochodzą z czasów stalinowskich - "Związek Radziecki nas wyzwolił, pokonał Hitlera, za to powinniśmy mu być dozgonnie wdzięczni".    

Martenstein przypomina, że osłabiona "morderczą orgią Stalina" Armia Czerwona mogła w 1942 roku prowadzić wojnę tylko dzięki dostawom broni i sprzętu z USA.   

To, że Niemcy są dziś wolnym krajem, zawdzięczamy przede wszystkim temu, że zimną wojnę wygrały Stany Zjednoczone, a nie ZSRR - konkluduje Martenstein. Gdyby historia potoczyła się inaczej, w Berlinie odbywałyby się ciągle jeszcze defilady wojskowe i apele. Istniałby też wódz, któremu nikt bez narażenia się na niebezpieczeństwo nie może się sprzeciwić - tłumaczy komentator.   

(mpw)