Niezależnie od wyniku wyborów, Szwedzi mogą mieć trudności z utworzeniem rządu - mówi Magdalena Domaradzka z katedry skandynawistyki SWPS w Warszawie w rozmowie z reporterem RMF FM. Powodem jest zapowiadające się duże przemeblowanie na scenie politycznej, w tym duże straty centrolewicowego bloku, który obecnie tworzy rząd w Sztokholmie. W sondażach zyskuje nacjonalistyczna, antyimigrancka partia Szwedzcy Demokraci, oskarżana o rasizm, ksenofobię i kontakty z neonazistami. Popiera ją ok. 20 procent Szwedów - to skutek otwartej do niedawna polityki migracyjnej obecnego rządu i problemów, jakie się z tego powodu pojawiły. Po wyborach może się więc okazać, że ugrupowania o skrajnie różnych poglądach mogą mieć podobne wyniki, a to oznacza trudności w utworzeniu koalicji rządzącej.

Paweł Balinowski RMF FM: Wybory w Szwecji to tym razem wybory bardzo dużej wagi, sami Szwedzi też to odczuwają. Mamy do czynienia na przykład z dużym spadkiem poparcia dla partii, która w tym momencie rządzi, partii koalicyjnej... Socjaldemokraci mieli zawsze wysokie poparcie, tym razem jest ono historycznie wręcz niskie...

Magdalena Domaradzka z katedry skandynawistyki SWPS w Warszawie: Można powiedzieć, że spadło poparcie dla obu tradycyjnych bloków w szwedzkiej polityce. Z jednej strony dla bloku, który obecnie rządzi - partii Socjaldemokratów, partii Lewicowej i partii Zielonych. Partia Socjaldemokratyczna, która jest trzonem tego bloku, prawdopodobnie osiągnie wyniki najniższe od 100 lat, od początku pierwszych sukcesów tej partii. Straci też prawdopodobnie drugi blok, konserwatywny - jeśli chodzi o kwestie ideologiczne, i liberalny - jeśli chodzi o kwestie ekonomiczne, od wielu lat propagujący obniżenie podatków. Ten blok też prawdopodobnie osiągnie wynik niski w porównaniu z szeregiem ostatnich lat.

Kiedy ktoś traci, ktoś też zyskuje. Tym razem zyskują skrajni nacjonaliści, nieimigrancka partia Szwedzcy Demokraci, która jest też bardzo ciekawym tworem politycznym...

Tak, jest to partia, która już od kilku lat, kilku wyborów rośnie w siłę. Wytyka się jej korzenie nazistowskie i ksenofobię, jest to partia krytyczna w stosunku do otwartej polityki migracyjnej Szwecji, krytyczna też w stosunku do procesów integracyjnych, które nie są proste takjak w wielu krajach, w których migracja jest wyższa.

No właśnie, wzrost poparcia dla tej partii - obecnie około 20 procent - czego to jest skutek? Najprostszą przyczyną jest chyba przyjęcie przez Szwecję 162 tysięcy migrantów w ostatnich latach. Ludzie chyba zaczynają zauważać, że to jest dużo...

Szwedzka polityka migracyjna jest od czasów powojennych bardzo hojna. Różne były fale migracji. Największa fala migracyjna była po wojnie bałkańskiej. Ta fala zakończyła się sukcesem, tak można powiedzieć. Te osoby przyniosły pewne problemy, pewne wyzwania - jak to się mówi w polityce - ale te osoby, które migrowały z Bałkanów w tamtym okresie, stały się częścią szwedzkiego społeczeństwa. Teraz mamy migrację inną. Ta liczba migrantów jest duża, jak na możliwości Szwecji, nie jest to proste i dlatego tak to się rozwija. Integracja może nie działa tak jak powinna, ale takich problemów jak Francja, Szwecja nie ma. Bardziej chodzi o to, że bardzo długo trwa wchodzenie migrantów na rynek pracy. To musi potrwać, nawet jak wymaga pewnych wysiłków. Ja bym powiedziała, że szwedzkie społeczeństwo jest podzielone tak drastycznie, ponieważ część osób jest krytycznych, a część osób jest pozytywna i negatywnie odnosi się do partii ksenofobicznej - Szwedzkich Demokratów. Część osób chce pomóc uchodźcom. Szwedzi częściej o tym mówią, że tu chodzi o ludzi, którzy uciekają przed wojną, nawet jeśli część tych osób to jest migracja ekonomiczna. Tam częściej się mówi o wojnie w Syrii. Wiedza jest większa o tych zjawiskach. Z jednej strony jest krytyka, jest niepokój o to, że sekularyzowana Szwecja przyjmuje osoby zaangażowane religijnie, ale równocześnie szwedzkie idee równości, zrozumienia, otwartości dla inności są bardzo silne w społeczeństwie.

Szwedzcy Demokraci są tu wyłomem, ale wyłomem potężnym. Światopoglądowo jest zwrot o 180 stopni wobec innych partii. Czy fakt, że oni mogą stać się drugą siłą w parlamencie, nie będzie oznaczało kompletnego zawrotu głowy w szwedzkiej polityce?

Ból głowy będzie. O tym się mówi, że to możliwe, więc jest taki strach przed tym, co może się zdarzyć. Będą trudności z utworzeniem rządu. Tego można się spodziewać. Wszystko to zależy, jaki blok wygra i jakie podejmie decyzje. Może nastąpić jakaś próba współpracy i oswojenia tej partii i pewnie ten proces w Szwecji może dłużej trwać, niż w innych krajach, bo jest tam większy opór przeciw dużej części społeczeństwa, przeciw jakiejkolwiek współpracy z nimi.

Czy fakt, że już teraz jest większe poparcie dla nacjonalistycznych ruchów, nie oznacza, że ktokolwiek wygra wybory, przyszły szwedzki rząd będzie musiał ograniczyć politykę migracyjną?

To już się stało w Szwecji. Socjaldemokraci najpierw wprowadzili obostrzenia, jeżeli chodzi o politykę imigracyjną. Krytykują też inne kraje, m. in. Polskę i Węgry, że nie uczestniczyły w tym procesie podziału uchodźców. Są głosy, żeby bardziej naciskali na poziomie Unii Europejskiej na kraje, które w ogóle nie chcą w tym uczestniczyć. Więc ja myślę, że fizycznie i faktycznie nie wróci się do tej polityki otwartości, bo będzie to trudne społecznie.

Trzeba te nastroje społeczeństwa brać pod uwagę. Jeżeli widzimy z sondażach, że ludzie zaczynają mieć wątpliwości co do polityki migracyjnej, to chyba nie ma sensu iść pod prąd?

Prawda jest taka, że Szwedzi faktycznie dużo zrobili, ta otwartość jest dosyć duża i mają duże wyzwania, przed którymi teraz stoją, jeżeli chodzi o asymilację, czy o integrację tych osób, które już przyjechały do Szwecji. Jeszcze przyjadą kolejne - tu jest kwestia, czy pozwolić na łączenie rodzin. To jest paląca kwestia w Szwecji, bo wtedy ta liczba imigrantów wzrośnie.

(j.)