Nadchodzący weekend możne utrudnić akcję niesienia pomocy na zalanych terenach Wielkiej Brytanii. Meteorolodzy ostrzegają: w dwa dni możne spaść tyle deszczu, ile odnotowuje się w ciągu miesiąca.

Obawiam się, że będą musiała opuścić swój dom, a nie mam dokąd się udać - mówi mieszkanka hrabstwa Somerset. Część tego terenu znajduje się pod wodą od miesiąca. Sprowadzone z Holandii olbrzymie pompy działają całą dobę, a mimo to rozlewisko widoczne jest nawet na zdjęciach satelitarnych z kosmosu.

W niesienie pomocy zaangażowali się nawet piloci samolotów RAF-u. Dużej rozdzielczości zdjęcia wykonane przez nich podczas lotów rekonesansowych pomogą służbom ratowniczym na ziemi. 

Z problemami borykają się także mieszkańcy wiosek zalanych przez Tamizę. Stało się to nie po raz pierwszy, ale jak twierdzą, nigdy tak wysoki poziom wody nie utrzymywał się tak długo. Ludzie pomagają sobie nawzajem. Dzielą się prowiantem i opiekują sąsiadami. Po ulicach zalanych terenów można poruszać się łódkami lub w specjalnych rybackich kombinezonach.

Choć podtopień nie można porównać z kontynentalnymi powodziami, rozlanie Tamizy jest dla ludzi niezwykle uciążliwe. Oznacza to, że maleć będą ceny nieruchomości. Jednocześnie można się spodziewać astronomicznego wzrostu składek ubezpieczeniowych. Niektóre posesje nie będą mogły być ubezpieczone w ogóle.

Woda to nie jedyny problem Brytyjczyków. Wczorajsze wichury pozrywały na Wyspach trakcje elektryczne. Prądu nadal nie ma ok. 16 tys. domostw. 

Meteorolodzy zauważają, że częstotliwość występowania sztormowej pogody i lejący praktycznie bez przerwy od dwóch miesięcy deszcz, są symptomami globalnego modelu zmian klimatycznych. Do podobnych zjawisk można zaliczyć arktyczną zimę, jaka dotknęła Stany Zjednoczone i znaczną huśtawkę temperatur rejestrowanych w kontynentalnej części Europy, w tym w Polsce.

(j.)