Szef ukraińskiej policji Sierhij Kniaziev podał się do dymisji. Nie ujawnił przyczyn swej decyzji, ale ogłosił ją kilka godzin po tym, jak polska prokuratura potwierdziła wszczęcie śledztwa ws. próby przemytu do naszego kraju pół miliona euro. Wśród zatrzymanych była była żona Kniazieva.

Jak donosi dziennikarz RMF FM Krzysztof Zasada, ukraińscy politycy i dziennikarze spierają się o przyczyny rezygnacji Kniazieva.

Według jednych, wszczęcie w Polsce śledztwa dot. prania brudnych pieniędzy, w które zamieszana mogła być była żona komendanta, to bezpośredni powód jego dymisji. Przypomina się, że po doniesieniach z naszego kraju Kniaziev bronił swej eksmałżonki i twierdził, że sprawa została wyjaśniona już na przejściu granicznym.

Z drugiej strony pojawiają się głosy, że dymisja komendanta była planowana już od kilku dni, a jej powodem ma być sprzeciw wobec obsady stanowisk w ukraińskiej policji.

Sam Kniaziev nie pomógł rozwiać wątpliwości: na konferencji prasowej jedynie ogłosił swą dymisję, po czym wyszedł z pomieszczenia, ignorując pytania dziennikarzy.

Dodajmy, że powołany został już jego następca.

Chcieli bez zgłoszenia przewieźć przez granicę 500 tysięcy euro w gotówce

O udaremnieniu tajemniczego przemytu z Ukrainy do Polski 500 tysięcy euro Krzysztof Zasada informował we wtorkowy poranek jako pierwszy.

Jak ustalił, polscy strażnicy graniczni zatrzymali w Hrebennem na Lubelszczyźnie 4 osoby, które próbowały bez zgłoszenia przewieźć tę potężną kwotę - równowartość ponad 2 milionów złotych - w gotówce.

Wcześniej auto miało bez kontroli przejechać przez ukraińskie szlabany - zatrzymali je dopiero polscy strażnicy.

Pieniądze miały należeć do byłej żony Sierhija Kniazieva.

Co ciekawe, jak przypomniały ukraińskie media, małżonkowie rozwiedli dwa lata temu, ale wciąż ze sobą mieszkają.

W mercedesie, za którego kierownicą siedziała była żona Kniazieva, było jeszcze dwóch Ukraińców i Chorwat.

Wszyscy zatrzymani trafili do prokuratury w Zamościu. Zostali przesłuchani jedynie w charakterze świadków i zwolnieni.

Prokuratura nie chce ujawniać powodów tej decyzji. Krzysztof Zasada usłyszał jedynie, że trwa analiza zebranych materiałów i zarzuty nie są wykluczone. Problem w tym, że tych osób może nie być już w Polsce.

Jeśli zaś chodzi o pół miliona euro, pieniądze te na razie pozostaną w Polsce: zostały zajęte przez śledczych.