To było prawdziwe przesłuchanie. Shou Zi Chew przez prawie pięć godzin znajdował się w krzyżowym ogniu pytań o to, jakie są faktyczne intencje stojące za utrzymywaniem platformy TikTok w Stanach Zjednoczonych. Członkowie Kongresu mieli wiele wątpliwości i nie stronili od poruszania kontrowersyjnych tematów, a nawet wprost zarzucali Chew, że ten kłamie w wielu kwestiach.

Niektórzy zwracają uwagę na samą spektakularność przesłuchania, które odbyło się w trakcie posiedzenia komisji ds. energii i handlu Izby Reprezentantów. Shou Zi Chew, pochodzący Singapuru biznesmen, został potraktowany przez członków amerykańskiego Kongresu z niemal nieukrywaną wrogością. Gdy tylko próbował mówić nieco zbyt kwieciście i oględnie, natychmiast przerywano mu, a przesłuchiwany słyszał krótkie: Nie mamy czasu: tak czy nie?

Z drugiej strony, dziennikarze "The Washington Post" podkreślili, że niektórzy z kongresmenów zdawali się nie wiedzieć o czym mówią. Porównywanie TikToka do platform, takich jak YouTube, czy Facebook nie jest prawdopodobnie najlepszym sposobem na pokazanie swojej znajomości tematyki mediów społecznościowych.

Obserwatorzy przesłuchania twierdzą jednak zgodnie - Chew nie zrobił nic, żeby przekonać kongresmenów, że jego serwis nie stanowi zagrożenia dla bezpieczeństwa Amerykanów. A Waszyngton ma w tej sprawie bardzo poważne podejrzenia. 

W administracji Joe Bidena panuje przekonanie, potwierdzane zresztą przez FBI, że TikTok jest wykorzystywany przez chińskie władze komunistyczne to zbierania danych. W obawie przed ujawnieniem wrażliwych informacji, używania aplikacji zabroniono administracjom wielu krajów, w tym Wielkiej Brytanii, Nowej Zelandii, Unii Europejskiej, a ostatnio w USA.

Niestety - dla przyszłości TikToka w Stanach Zjednoczonych - Chew nie był przygotowany do odpowiedzi na najtrudniejsze pytania. Gdy republikanka Debbie Lesko zapytała, co sądzi na temat prześladowań mniejszości Ujgurów przez władze w Pekinie i faktu, że TikTok usuwa ze swojego serwisu nagrania dotyczące łamania praw człowieka - szef serwisu internetowego spuścił głowę i odparł tylko, że "musi uważniej przyjrzeć się sprawie".

Oczywiście Shou Zi Chew zaprzeczał na temat wszelkich powiązań między platformą a Chińską Partią Komunistyczną. Tłumaczył, że władze TikToka zrobiły wszystko, by zapewnić 150 milionom użytkowników w USA pełne bezpieczeństwo. Żaden z kongresmenów nie dał jednak tym zapewnieniom wiary. Oprócz oczywistych zarzutów o wykorzystywanie platformy przez rząd w Pekinie, Chew usłyszał także o poważnych wątpliwościach, jakie Amerykanie mają w związku z oddziaływaniem aplikacji na dzieci.

CEO tłumaczył wprawdzie, że w ramach "Projektu Teksas" przeznaczono 1,5 mld dolarów na stworzenie odpowiednich zabezpieczeń dla aplikacji i przeniesienie wszystkich danych użytkowników na serwery w USA, ale w odpowiedzi usłyszał tylko od jednego z kongresmenów: Ja jestem z Teksasu i nie chcemy tu waszego projektu

Losy platformy są teraz w rękach administracji Joe Bidena. W połowie marca USA zażądały, by chińscy właściciele TikToka sprzedali swoje udziały. W przeciwnym razie grozili, że zablokują możliwość funkcjonowania aplikacji na terenie Stanów Zjednoczonych. 

Odpowiadając na osobnym wysłuchaniu w Kongresie przed komisją ds. zagranicznych Izby Reprezentantów, szef dyplomacji Antony Blinken stwierdził, że TikTok stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego i powinno być ono "zakończone w ten czy inny sposób".