Skandal w USA. Amerykańscy strażnicy torturowali więźniów, którzy przebywali w tej samej placówce, z której w czerwcu uciekło dwóch morderców. Pracownicy więzienia w brutalny sposób mieli przesłuchiwać pozostałych osadzonych, żeby zdobyć jak najwięcej informacji na temat ucieczki. Strażnicy m.in. okładali więźniów pięściami po twarzy, łapali ich za gardło i bili po całym ciele.

Jeden z więźniów twierdzi, że założono mu nawet na głowę foliowy worek. Najdotkliwiej przesłuchania miał odczuć więzień z celi sąsiadującej z celami zbiegów. Sprawę opisuje "New York Times". Według gazety, cztery dni po ucieczce w więzieniu rozpoczął się odwet na więźniach, zwłaszcza tych, którzy odsiadywali karę w tym samym bloku, co zbiegowie.

Był to blok z przywilejami i przebywali na nim ci, których zachowanie było wzorowe. Po słynnej ucieczce wielu z nich zostało przeniesionych do innych więzień i pozbawionych przywilejów. 

Ponad 60 skazanych złożyło skargi do nowojorskiej organizacji zajmującej się sprawami więźniów. Dodatkowo 10 członków rady więziennej placówki, w której miało dojść do nadużyć, podpisało podobny list w tej sprawie. Po interwencji gazety "New York Times" wszczęto śledztwo w tej sprawie.

(abs)