W porcie w Genui na północy Włoch ogłoszono w poniedziałek strajk na znak protestu przeciw obecności saudyjskiego statku. Personel portowy strajkuje, bo nie chce pracować przy załadunku jednostki z tego kraju. Twierdzi, że na statku jest transportowana broń.

Akcja protestacyjna rozpoczęła się wcześnie rano tuż przed oczekiwanym przybyciem statku handlowego Bahri Yanbu z Arabii Saudyjskiej. Strajk ogłosili pracownicy terminala, przy którym jednostka zacumuje. Jak podkreśliła Ansa, nikt nie będzie pracował i nie zamierza wejść na jej pokład.

Odkryliśmy, że ładunek, jaki mamy załadować, jest podejrzany - powiedział Luigi Cianci ze związku pracowników portowych w centrali Cgil. Włoskie media wyjaśniły, że w ten sposób odniósł się do generatora prądu, który może być wykorzystany także w czasie walk.

W tym kontekście przypomina się o zaangażowaniu Arabii Saudyjskiej w wojnę w Jemenie.

Wydawany w Genui dziennik "Il Secolo XIX" poinformował, że Bahri Yanbu - płynący z Santander w Hiszpanii -  transportuje ładunek amunicji, który wziął na pokład w Antwerpii w Belgii.

Zapowiedź jego przybycia wywołała w stolicy regionu Liguria protesty, w których uczestniczyli mieszkańcy miasta, działacze organizacji pacyfistycznych i katolickich, pracownicy portowi, związkowcy.

W odpowiedzi lokalne władze oraz kapitanat portu zapewniły, że na statek nie zostanie załadowane uzbrojenie, ale "rozmaity towar" i że brak przesłanek, które by to uniemożliwiały. Firma reprezentująca armatora oświadczyła, że jednostka cargo nie transportuje elementów uzbrojenia.

Genueńska gazeta zaznaczyła, że gwarancje te nie przywróciły spokoju. Również na poniedziałek zapowiedziano pikietę przy wjeździe do portu. Jej organizatorzy pytają: jeśli generator "zasila pole, z którego prowadzone są naloty albo bombardowania, to czym on jest według kapitanatu?"

Nie zostaniemy wspólnikami tego, co dzieje się w Jemenie - powiedzieli działacze związkowi, inicjatorzy strajku. Oczekiwalibyśmy - dodali - że rząd i instytucje szanować będą międzynarodowe porozumienia.

Trudna sytuacja w Jemenie

Jemen pogrążony jest w chaosie od 2011 roku, gdy społeczna rewolta położyła kres wieloletnim dyktatorskim rządom prezydenta Alego Abd Allaha Salaha. Konflikt nasilił się, gdy w marcu 2015 roku interwencję w Jemenie rozpoczęła Arabia Saudyjska.

Międzynarodowa koalicja krajów arabskich, w której skład wchodzą Bahrajn, Bangladesz, Egipt, Jordania, Katar, Kuwejt, Maroko, Senegal, Sudan i Zjednoczone Emiraty Arabskie, a której przewodzi Arabia Saudyjska od czterech lat walczy w Jemenie ze wspieranymi przez Iran szyickimi rebeliantami Huti pod hasłem przywrócenia do władzy prezydenta Abd ar-Raba Mansura al-Hadiego. Hadiemu podlega tylko południowa część kraju; Huti kontrolują terytoria na północy i zachodzie Jemenu, ze stolicą w Sanie włącznie.

Arabska koalicja jest oskarżana o dokonywanie ataków przeciwko cywilom w Jemenie. Ze swej strony oskarża ona Hutich o używanie cywilów jako żywych tarcz.

Według ONZ wojna w Jemenie pochłonęła od 2015 r. prawie 10 tys. ofiar, wywołując jeden z "największych kryzysów humanitarnych na świecie".