Cztery osoby zginęły w Boliwii w starciach zwolenników byłego prezydenta tego kraju Evo Moralesa z wojskiem i policją - poinformowała Międzyamerykańska Komisja Praw Człowieka (IACHR).

Od piątku w starciach zwolenników Moralesa z wojskiem i policją zginęło już w sumie dziewięć osób, a od początku kryzysu, w którym Boliwia pogrążona jest od końca października - co najmniej 23. Około 500 osób zostało rannych, a ponad tysiąc aresztowano.

W piątek pokojowa początkowo manifestacja kilku tysięcy przeważnie indiańskich zwolenników byłego prezydenta przekształciła się w starcia, gdy demonstranci usiłowali sforsować jeden z posterunków wojskowych na drodze wiodącej do miasta Cochabamba. W mieście tym od tygodni trwają walki zwolenników i przeciwników Moralesa.

Według świadków wojsko i policja odpowiedziały ogniem powodując śmierć pięciu osób i raniąc co najmniej 75. Wcześniej w piątek do starć doszło również na ulicach stolicy kraju La Paz. Policjanci zostali obrzucenia kamieniami, w odpowiedzi użyli gazu łzawiącego i pałek.

Evo Morales, pierwszy prezydent Boliwii wywodzący się z tubylczej ludności indiańskiej, zrezygnował z urzędu w ubiegłą niedzielę w związku z zarzutami sfałszowania październikowych wyborów prezydenckich. Udał się do Meksyku, gdzie otrzymał azyl polityczny.

Tymczasowym prezydentem ogłosiła się była wiceprzewodnicząca Senatu Jeanine Anez. Nie uspokoiło to jednak sytuacji w kraju.

Z Meksyku swoich zwolenników aktywnie wspiera Morales, który niemal dnia deklaruje chęć powrotu do kraju, twierdząc, że nadal jest legalnym prezydentem Boliwii.

ZOBACZ: Evo Morales przyleciał do Meksyku. Dziękował za "uratowanie mu życia"