"Afgańska opozycja może w najbliższych dniach zaatakować Kabul" - twierdzi Minister Spraw Zagranicznych Sojuszu Północnego Abdullah Abdullah. "Potrzebujemy nie więcej niż 48 godzin, aby zmobilizować 10 tysięcy żołnierzy i rozpocząć szturm" - powiedział minister.

Jak donosi nasz specjalny wysłannik do Afganistanu, Piotr Sadziński, żołnierze Sojuszu Północnego przygotowują się do decydującego ataku. W pobliżu linii frontu, w poradzieckiej bazie stacjonuje około 2000 żołnierzy z antytalibańskiej koalicji. Są oni coraz bardziej zniecierpliwieni i czekają na rozkaz do ataku. W ciągu dnia jest tam raczej spokojnie. Dopiero wieczorem, kiedy Amerykanie bombardują pozycje Talibów, także żołnierze Sojuszu Północnego zaczynają ostrzał pobliskich pozycji Talibów. Coraz częściej mówi się, że morale wśród Talibów spadło. Dowódcy opuszczają swoich żołnierzy i próbują uciekać do Pakistanu. Doszło do tego, że w pierwszej linii frontu nie walczą już Talibowie a najemnicy z Pakistanu, krajów Arabskich i Czeczenii.

O osłabieniu szeregów Talibów może świadczyć także wystąpienie szefa ich wywiadu. Zaapelował on do dowódców opozycji o rozpoczęcie wspólnej walki przeciwko Stanom Zjednoczonym. "Zapomnimy o ostatnich problemach, stwarzanych nam przez tych ludzi, którzy się do nas przyłączą, ponieważ teraz to kwestia obrony naszej religii i kraju" - stwierdził Kari Ahmadulla. Tymczasem w Kabulu ludzie oczekują na decydujący atak. Większość z nich mówi, że dni rządów Talibów są policzone i już wkrótce stolica Afganistanu znowu będzie wolna.

19:50