Kolejne bulwersujące doniesienia ws. nielegalnego sprowadzenia do Francji przez paryski Instytut Pasteura śmiertelnie groźnego koronowirusa z Korei Południowej. Nadsekwańskie media donoszą, że w czasie policyjnych przesłuchań część pracowników renomowanej placówki naukowej zaprzeczyła zapewnieniom dyrekcji, iż nie było ryzyka wywołania epidemii.

Kolejne bulwersujące doniesienia ws. nielegalnego sprowadzenia do Francji przez paryski Instytut Pasteura śmiertelnie groźnego koronowirusa z Korei Południowej. Nadsekwańskie media donoszą, że w czasie policyjnych przesłuchań część pracowników renomowanej placówki naukowej zaprzeczyła zapewnieniom dyrekcji, iż nie było ryzyka wywołania epidemii.
Zdj. ilustracyjne /Paweł Pawłowski /RMF FM

Koronowirus został nielegalnie przetransportowany do Francji na pokładzie samolotu liniowego w pudełku po kosmetykach. Dyrekcja Instytytutu Pasteura twierdziła, że był nieszkodliwy.

Według francuskich mediów, część pracowników Instytutu Pasteura zasugerowała jednak w czasie policyjnych przesłuchań, że koronowirus mógł stanowić zagrożenie dla pasażerów i wszystkich innych osób, które znalazły się w pobliżu probówek. Jeden z pracowników zaalarmował wtedy nawet w tej sprawie dyrekcję.

Koreańska badaczka, która transportowała probówki z wirusem, odmawia stawienia się na wezwanie francuskiej policji.

Niespełna dwa tygodnie temu media ujawniły, że 11 października 2015 roku koreańska badaczka sprowadziła potajemnie, na pokładzie samolotu Seul-Paryż, trzy probówki niebezpiecznego koronowirusa. Jego próbki zostały umieszczone w małym niebieskim pudełeczku po kosmetykach.

Koronowirus ten powoduje ciężką infekcję dróg oddechowych i niewydolność nerek. Chodzi o przenoszonego przez wielbłądy i śmiertelnie groźnego dla ludzi wirusa nCoV, który pojawił się w 2012 roku na Bliskim Wschodzie.

Od 16 do 23 października pudełeczko z wirusami stało niezabezpieczone na szafce w gabinecie tego badaczki. Potem dyrekcja Instytutu Pasteura postanowiła zniszczyć próbki. Media podkreślają, że wszystko to działo się mimo restrykcyjnych przepisów krajowych i międzynarodowych. Przede wszystkim o niczym nie został poinformowany urząd ds. bezpieczeństwa leków ANSM. Sprawa wyszła na jaw po ukazaniu się informacji w prasie południowokoreańskiej. 

Dyrekcja Instytut Pasteura twierdziła, że nie było żadnego ryzyka zakażenia, a sprowadzony koronowirus był unieszkodliwiony. Zapewniała, że jedynym popełnionym błędem był brak zgłoszenia transportu z Korei Płd. władzom sanitarnym. Dla ANSM nie były to wystarczające tłumaczenia, dlatego urząd skłonił organy ścigania do wszczęcia dochodzenia w sprawie.

Pierwszy potwierdzony przypadek zakażenia ludzi wirusem nCoV stwierdzono w 2012 r. na Bliskim Wschodzie. W 2013 roku grupa ekspertów z Międzynarodowego Komitetu Taksonomii Wirusów zaproponowała nazwę dla jednostki chorobowej wywoływanej przez wirusa nCoV - Middle East Respiratory Syndrome Coronavirus (MERS), która została zaakceptowana przez Światową Organizację Zdrowia.

(mpw)