Półtorej tony mięsa na kebaby, które dotarło do Słowenii 16 stycznia, było jedyną w tym miesiącu dostawą wołowiny, która mogła pochodzić z prowadzącej ubój chorych krów polskiej rzeźni - poinformował słoweński nadzór weterynaryjny. Dodał, że badane jest pochodzenie innych 500 kilogramów mięsa dostarczonego 13 grudnia.

Całość mięsa zatrzymano, co oznacza, że nie trafiło ono do obrotu. Nie mamy obecnie żadnych informacji o jakichkolwiek nowych dostawach podejrzanego mięsa - powiedziała dziennikarzom minister rolnictwa Aleksandra Pivec.

Mięso z nielegalnego uboju w Polsce trafiło do kilkunastu krajów i do ponad 20 punktów w Polsce. Łącznie z nielegalnego uboju pochodziło ok. 9,5 tony mięsa, z czego 2,7 tony sprzedano za granicę.

Mięso z padłych i chorych krów na talerzach

Skandaliczny proceder uboju chorych krów, a także sprzedaży mięsa z padłych zwierząt, ujawnili dziennikarze "Superwizjera" TVN. Jeden z nich zatrudnił się w ubojni w powiecie ostrowskim na Mazowszu, do której trafiało chore bydło.

W czwartek Główny Lekarz Weterynarii Paweł Niemczuk poinformował, że rzeźnia ta została zamknięta. Przekazał również, że mięso z nielegalnego uboju trafiło do 10 krajów: Finlandii, Węgier, Estonii, Rumunii, Szwecji, Francji, Hiszpanii, Litwy, Portugalii i na Słowację oraz do ponad 20 punktów w Polsce. Jak podał, łącznie z nielegalnego uboju pochodziło około 9,5 tony mięsa, z czego 2,7 tony sprzedano za granicę.

Sprawą zainteresowała się Bruksela. W poniedziałek do Polski przylecieli inspektorzy Komisji Europejskiej, którzy mają zbadać sprawę nielegalnego uboju krów.