Setki ludzi wzięły udział w pokojowym proteście w Ferguson, na przedmieściach St. Louis (w środkowej części USA). W tym mieście przed kilkoma dniami policjant zastrzelił czarnoskórego nastolatka.

Po śmierci nastolatka w mieście wybuchły zamieszki. Po czterech dniach odpowiedzialność za bezpieczeństwo w mieście przejęła policja stanowa. Zastąpiła służby lokalne, które do tłumienia rozruchów zmobilizowały cały swój arsenał - sprzęt wojskowy, broń i wozy pancerne. Decyzję o tej mobilizacji skrytykował prokurator generalny Eric Holder. Według niego korzystanie z tego rodzaju wyposażenia do tłumienia rozruchów po zabójstwie chłopaka stanowi "sprzeczny sygnał". Dlatego też oddał sprawę policji stanowej.

Wczoraj policjanci maszerowali już wraz demonstrantami. Stróże prawa wymieniali uściski dłoni z uczestnikami protestu. Na czele marszu stanął kapitan Ronald Johnson z miejscowej policji drogowej. Wszyscy chcemy sprawiedliwości. Chcemy odpowiedzi - mówił.

W innych miastach Stanów Zjednoczonych zorganizowano czuwania, upamiętniające śmierć młodego Michaela Browna. Ludzie zbierali się m.in. w Waszyngtonie, Nowym Jorku, Bostonie, Detroit i Chicago.

18-letni Brown został zastrzelony przez policjanta w sobotę. Nie wiadomo, dlaczego padły strzały; trwa śledztwo w tej sprawie.

Po zdarzeniu w Ferguson wybuchły zamieszki. Władze zatrzymały kilkanaście osób.

(mpw)