Do 15 wzrosła liczba ofiar śmiertelnych wielkiego pożaru, który od kilku dni szaleje w chilijskim Valparaiso; 500 osób odniosło obrażenia. Większość ciał znaleziono w zgliszczach domów na południowych obrzeżach tego 250-tysięcznego miasta nad Pacyfikiem.

Do tej pory żywioł zniszczył ponad 2,5 tysiąca budynków. Około 11 tysięcy ludzi musiało uciekać ze swych domów.

Władze wezwały mieszkańców trzech kolejnych dzielnic, by przygotowali się do ewakuacji, gdyż ogień zbliża się w kierunku ich domów.

Pożar wybuchł w sobotę po południu na podmiejskich wzgórzach i z powodu silnego wiatru szybko rozprzestrzenił się. Prezydent kraju Michelle Bachelet ogłosiła  miasto "obszarem klęski", co pozwoliło na wprowadzenie wojska do pomocy mieszkańcom i objęcia kontroli nad ewakuacją.

Nie wiadomo, co było przyczyną pożaru. Policja nie wyklucza żadnej ewentualności, w tym także celowego podpalenia. Pojawiła się także hipoteza, że pożar mogły spowodować siedzące na liniach wysokiego napięcia sępy, doprowadzając do zwarcia i powstania iskier.   

W ostatnich latach Valparaiso ze względu na swą architekturę, uznaną przez UNESCO za dziedzictwo kultury światowej, malownicze położenie i słynne winnice stało się mekką turystów z całej Ameryki Łacińskiej, a także z USA i Europy.

(j.)