Tak francuski dziennik "Liberation" komentuje odwołanie spotkania francuskiego przywódcy z Dalajlamą oraz wprowadzenie zakazu zgromadzeń przed chińską ambasadą w Paryżu. Stołeczna prefektura tłumaczy, że chce zapobiec potencjalnym starciom działaczy protybetańskich z policją. Jej decyzję ostro krytykują także obrońcy praw człowieka.

Nie tylko prasa patrzy na poczynania francuskiego szefa państwa z niezadowoleniem, także liderzy opozycji, a nawet przedstawiciele rządzącej prawicy coraz głośniej krytykują Sarkozy’ego. Powody, dla których prezydent znalazł się na ostrzu krytyki są dwa. Pierwszy to odwołanie spotkania z duchowym przywódcą Tybetańczyków. Zamiast spotkać się z Dalajlamą, Sarkozy weźmie dziś udział w uroczystym otwarciu igrzysk olimpijskich w Pekinie wraz z przedstawicielami największej dyktatury na świecie. Takiej polityce francuskiego przywódcy sprzeciwia się również szef parlamentarnej grupy przyjaźni francusko-tybetańskiej.

Drugi powód niezadowolenia z działań prezydenta to zakaz protybetańskich zgromadzeń przed chińską ambasadą w stolicy Francji. W związku z zakazem zapowiedziana na dziś przez organizację Reporterzy bez Granic demonstracja, która pierwotnie miała się odbyć przed ambasadą Chin w Paryżu, została przeniesiona na Pola Elizejskie.

Przedstawiciele tej samej organizacji wdarli się wczoraj na fale lokalnego radia w Pekinie, by tuż przed otwarciem igrzysk olimpijskich wezwać do zniesienia w Chinach cenzury i uwolnienia więźniów politycznych. "Chcemy praw człowieka, nie igrzysk olimpijskich" - brzmiało jedno z haseł, wygłoszonych w mandaryńskim dialekcie chińskiego. Przekaz był jednak często zagłuszany przez oficjalną lokalną rozgłośnię.