Fala przemocy, która przetacza się od kilku dni przez największe miasto Ameryki Południowej, pochłonęła już ponad 150 ofiar śmiertelnych. Policja, która w walkach ze światem przestępczym straciła 40 funkcjonariuszy, zabiła kolejnych 22 gangsterów.

Najbardziej radykalni obrońcy praw człowieka zarzucają władzy i policji stosowanie "polityki eksterminacji" w krwawej walce z gangami. Obawiają się, że wśród ofiar są ludzie niewinni. Klimat terroru nie upoważnia do stosowania carte blanche dla zabijania - protestował Ariel de Castro Alves, koordynator brazylijskiego Narodowego Ruchu Praw Człowieka.

Zamieszki rozpoczęły się po zmasowanej akcji władz i policji, która zaatakowała gangi, zabijając 33 podejrzane osoby. Władze przeniosły jednocześnie do więzień o zaostrzonym rygorze 765 skazanych, wśród których byli też bossowie najpotężniejszej w stanie Sao Paulo grupy przestępczej, kontrolującej handel narkotykami.

W odpowiedzi gangi wtargnęły do ponad 70 więzień w Sao Paulo, biorąc zakładników i próbując odbić swych kamratów. Przestępcy podpalili 56 autobusów, zdewastowali cztery banki, wzięli blisko 200 zakładników.