Zielone ludziki na Krymie? Nic podobnego. Rosja oficjalnie przyznaje, że dwa lata temu przed aneksją przerzuciła na Krym 9 tysięcy żołnierzy z najlepszych jednostek.

Zielone ludziki na Krymie? Nic podobnego. Rosja oficjalnie przyznaje, że dwa lata temu przed aneksją przerzuciła na Krym 9 tysięcy żołnierzy z najlepszych jednostek.
Rosyjscy żołnierze /Alexei Pavlishak /PAP/EPA

O akcji na Krymie powiedział to przedstawiciel Rosji przy Unii Europejskiej Władimir Czyżow. Zaznaczył, że Rosja działała wtedy zgodnie z prawem i umowami międzynarodowymi. Dotąd Kreml konsekwentnie zaprzeczał, że podczas aneksji wykorzystano rosyjskie siły zbrojne. Żołnierze bez znaków rozpoznawczych mieli być miejscową samoobroną. Tylko raz Władimir Putin nie zaprzeczył, że rosyjscy żołnierze brali udział w operacji.

Zdaniem Czyżowa w marcu 2014 roku na Krymie było około 16 tysięcy rosyjskich żołnierzy, a umowy z Ukrainą pozwalały na stacjonowanie tam 25 tysięcy. Dlatego w marcu 2014 roku drogą powietrzną przerzucono "brakującą" ilość żołnierzy. Rzecz w tym - co wiadomo nieoficjalnie - że nie byli to żołnierze Floty Czarnomorskiej, ale oddziały specjalne jednostek powietrzno-desantowych. Jednostek, które nie miały prawa stacjonować na ukraińskim Krymie.

(az)