Po skandalu w Udmurti, gdzie w piwnicach opuszczonej fabryki odkryto 160 ton trujących chemikaliów, podobne miejsce ujawniono w Zawołżsku w Obwodzie Iwanowskim. Okazuje się, że od kilku lat tony kwasu siarkowego i czterochlorku węgla - niebezpiecznego jak opary rtęci - wpompowywano wprost do technicznej studni na terenie jednego z zakładów w samym środku miasta.

Skład śmiertelnej trucizny znajduje się zaledwie 100 metrów od brzegu Wołgi, obok ujęcia wody pitnej. Mieszkańcy Zawołżska są przerażeni, bo - jak się okazuje - władze miasta od lat wiedziały o wpompowywaniu w grunt niebezpiecznych odpadów. Używamy wody z kranu tylko do prania i mycia naczyń, bo nie wiemy, czy do wody przedostają się jakieś substancje chemiczne - podkreślają.

Sprawą zajęła się już prokuratura. Śledczy mają wyjaśnić, jak prywatna spółka "Strojmateriały" uzyskała pozwolenie na utylizację w tak newralgicznym miejscu śmiertelnie niebezpiecznych odpadów, zwożonych z całej Rosji.