Ponad 10 tys. osób manifestowało w Mińsku z okazji Dnia Wolności. Milicja zaatakowała demonstrantów i nie dopuściła ich do Placu Październikowego. Specnaz poturbował m.in. Aleksandra Milinkiewicza i jego żonę - powiedział RMF FM Paweł Mażejka, rzecznik prasowy lidera opozycji.

Milinkiewicz prowadził grupę kilkuset demonstrantów w stronę Placu Październikowego, gdzie miała się odbyć opozycyjna manifestacja. Przepychanki z milicją trwały ponad dwie godziny.

Ostatecznie swój wiec opozycja zorganizowała pod siedzibą Akademii Nauk. Wystąpił tam m.in. lider partii Białoruski Front Narodowy Wincuk Wiaczorka. Powiedział, że niezależna Białoruś to rękojmia naszej wolności i dobrobytu.

Władza odgrodziła się od narodu murem, żyje w twierdzy i zamierza w niej żyć wiecznie. Ale żadna władza nie jest wieczna - stwierdził z kolei Aleksander Milinkiewicz.

Paweł Mażejka powiedział RMF FM, że milicja wypychała pojedyncze osoby w boczne uliczki i wąskie przejścia, gdzie stały więźniarki. Według opozycji zatrzymano w całym kraju ponad 40 osób. Po zakończeniu wiecu milicja zaczęła zwalniać część aresztowanych. W aresztach pozostaje jednak kilkudziesięciu działaczy opozycyjnych, zatrzymanych prewencyjnie w ciągu minionych kilku dni. Białoruska opozycja oceniła swój wiec „raczej pozytywnie".

Demonstracje w rocznicę proklamowania w 1918 r. pierwszego w historii państwa białoruskiego - Białoruskiej Republiki Ludowej - władze, które nie uznają tego święta, traktują jako nielegalne.

Na Białorusi na razie trudno spodziewać się rewolucji - mówi w rozmowie z RMF FM Małgorzata Nocuń, współautorka książki „Białoruś - kartofle i jeansy”. Posłuchaj: