Oskarżony o przestępstwa podatkowe białoruski opozycjonista Aleś Bialacki nie przyznał się do winy. W sądzie w Mińsku powiedział, że oskarżono go z powodów politycznych, za działalność w sferze obrony praw człowieka.

Według aktu oskarżenia, Bialacki otrzymał na zagraniczne konta 560 tys. euro, uchylił się od zapłacenia podatków na łączną kwotę ponad 352 mln rubli (obecnie równowartość ponad 120 tys. złotych) i tym samym wyrządził państwu szkodę o szczególnym rozmiarze. Prokurator odczytał numery rachunków w litewskim Nordbank i polskim Banku Śląskim.

Kwoty, które Bialacki przechowywał na rachunkach za granicą, były - według Centrum Praw Człowieka "Wiasna" - przekazywane przez zagraniczne fundacje na działalność organizacji, w tym pomoc osobom prześladowanym na Białorusi z przyczyn politycznych. Oskarżenie Bialackiego było możliwe po przekazaniu władzom Białorusi danych o jego kontach przez Polskę i Litwę.

Na rozprawę przyszli dyplomaci USA i UE, w tym ambasadorzy Polski i Litwy na Białorusi - Leszek Szerepka i Edminas Bagdonas. Szerepka powiedział dziennikarzom, że w sprawie Bialackiego porozumienie z Polską o pomocy prawnej zostało wykorzystane przez władze w Mińsku. Umowa, którą podpisaliśmy ze stroną białoruską, dotyczyła przestępstw kryminalnych. Strona białoruska wykorzystała ją do zwalczania nawet nie opozycji, a obrońców praw człowieka - zauważył.

Proces Bialackiego jest kontynuacją represji władz wobec społeczeństwa obywatelskiego - ocenił były kandydat opozycji w zeszłorocznych wyborach prezydenckich Uładzimir Niaklajeu. Jego zdaniem, "w zależności od tego, co zostanie postanowione - czy Bialacki trafi do więzienia, czy poniesie łagodniejszą karę, np. w zawieszeniu - będzie można przewidzieć dalszy bieg wypadków w stosunkach Białorusi z Zachodem".

Niaklajeu powiedział, że Bialacki, wspierając rodziny osób aresztowanych po zeszłorocznych protestach powyborczych "pomagał wszystkim uwięzionym pozostać sobą". Kiedy siedzisz w więzieniu i wiesz, że twoja rodzina nie głoduje, to nie idziesz na kompromisy. A jeśli masz w tej sprawie wątpliwości, to możesz dać się złamać - zaznaczył.

Podczas rozprawy sąd odrzucił wnioski Bialackiego o prowadzenie procesu po białorusku. Przypomniał, że przysługuje mu prawo do tłumacza i wezwał tłumaczkę, która już znajdowała się na sali.

Na odmowę zwrócił uwagę działacz opozycji Wincuk Wiaczorka. Mamy dwa języki państwowe, ale sędzia odmawia prowadzenia procesu po białorusku - zauważył. Od pierwszych minut procesu sędzia mówi zbyt cichym głosem. Świadczy to o tym, iż nie chce być dosłownie cytowany przez prasę i obserwatorów - ocenił.

Sąd dwukrotnie odrzucił wnioski o zwolnienie oskarżonego z aresztu i zastosowanie innego środka zapobiegawczego. Rozpoczął przesłuchiwanie Bialackiego, które będzie kontynuowane w drugiej części rozprawy po południu.

Maksymalna możliwa kara za przestępstwo, o które jest oskarżony Bialacki, to siedem lat więzienia. Możliwa jest też łagodniejsza kara - ograniczenia wolności. Wyrok może, ale nie musi, przewidywać konfiskatę mienia, zakaz obejmowania pewnych stanowisk i prowadzenia pewnego rodzaju działalności.

W następstwie aresztowania Bialackiego, szef polskiej Prokuratury Generalnej Andrzej Seremet wypowiedział porozumienie o bezpośredniej wymianie wniosków o pomoc prawną między prokuraturami Polski i Białorusi. Teraz białoruskie wnioski będą trafiały do Prokuratury Generalnej.

Białoruscy obrońcy praw człowieka oceniają proces Bialackiego jako uderzenie we wszystkie środowiska opozycyjne. Władze przedstawiają dochodzenie przeciwko działaczowi jako sprawę dotyczącą wyłącznie przestępstw podatkowych.

Uwolnienia Bialackiego żądają międzynarodowe organizacje praw człowieka, Unia Europejska, Parlament Europejski. Unia niedawno rozszerzyła swoją "czarną listę" przedstawicieli Białorusi objętych zakazem wjazdu do UE o osoby związane ze sprawą Bialackiego.