We Francji wybuchła "afera robotników-statystów" w czasie wizyty Nicolasa Sarkozy'ego na podparyskiej budowie. Nadsekwańskie media ujawniają, że prezydent Francji cynicznie spreparował przedwyborcze "widowisko".

Według francuskich mediow, Sarkozy odwiedził w Mannecy pod Paryżem, budowę na której nikt nie pracował. Dzięki temu uniknął ryzyka, że zostanie wygwizdany.

Jednak, aby Sarkozy lepiej wypadł w mediach, specjalnymi autobusami przywieziono robotników z innych budow. Wszyscy, dziwnym trafem popierali prezydenta Francji. Przed obiektywami kamer telewizyjnych i aparatów fotograficznych wręcz błagali szefa państwa, żeby oficjalnie ogłosił swoją kandydaturę w zbliżających się wyborach prezydenckich.

Pałac Elizejski zapewnia, że o niczym nie wiedział. Współpracownicy prezydenta sugerują, że podstawieni robotnicy mogli być pomysłem mera Mannecy. Dziennikarze nie wierzą jednak, aby Sarkozy nie wiedział, że jedzie na budowę, na której nikt nie pracuje.

Komentatorzy przypominają, że do podobnej "maskarady" doszło już trzy lata temu w czasie wizyty Sarkozy'ego w fabryce wyposażenia samochodowego Faurecia w Normandii. Wtedy przywiezieni z okolicznych fabryk pracownicy, wybrani zostali nie tylko ze względu na ich polityczne sympatie, ale również ich niski wzrost. Prezydent nie chciał bowiem, by ekipy telewizyjne filowały go w otoczeniu osób wyższych od niego.

Media podkreślają, że tego typu żałosne afery mogą spowodować dalszy spadek popularności Sarkozy'ego w przedwyborczych sondażach. Wynika z nich, że szef państwa przegra wyścig do Pałacu Elizejskiego. Pokona go kandydat socjalistów Francois Hollande. Może on uzyskać w pierwszej turze 28 proc. głosów. To o sześć procent więcej niż Sarkozy. W drugiej turze może natomiast uzyskać poparcie aż o 10 proc. wyższe niż obecny szef państwa.