Prezydent Niemiec podziękował Polsce i innym krajom Europy Środkowo-Wschodniej za nowe podejście do niemieckich wypędzonych i gesty pojednania pod ich adresem. Joachim Gauck przemawiał w Niemieckim Muzeum Historii w Berlinie z okazji obchodzonego po raz pierwszy Dnia Pamięci o Wypędzonych.

Przez dziesięciolecia wypędzenie Niemców z krajów Europy Środkowo-Wschodniej było tematem instrumentalizowanym ideologicznie i politycznie: wypędzenie uważane było za sprawiedliwą karę za niemieckie zbrodnie, a Niemcy Zachodnie traktowane były jako ostoja rewanżyzmu i rewizjonizmu - powiedział Gauck podczas centralnej uroczystości w Niemieckim Muzeum Historii w Berlinie. 

Według prezydenta dopiero po 1989 roku, gdy zostały otwarte archiwa, upadły ideologiczne bariery i ludzie uzyskali możliwość bezpośredniego kontaktowania się ze sobą, a strach przed rewizją granic i roszczeniami odszkodowawczymi zniknął, Polacy, Węgrzy i inne narody środkowoeuropejskie zdołały spojrzeć samokrytycznie na swoją historię. 

Gauck przypomniał, że czystki etniczne są dziś wszędzie zdyskredytowane jako instrument polityki, a wypędzenia za niezgodne z prawem. To, co stanowi obciążenie dla naszych narodów, nie jest już pomijane, a doznane cierpienia nie są wykorzystywane przeciwko drugiej stronie - powiedział prezydent Niemiec.

Jak dodał, "niemiecka historia staje się także częścią historii Polski, Czech, Słowacji, Łotwy i Węgier, a w świadomości Polaków, Czechów i Węgrów jest nierzadko bardziej żywa niż w świadomości Niemców". Gauck podziękował krajom sąsiednim za "suwerenne gesty" wobec wypędzonych i za "nowe zaufanie". W tym kontekście przypomniał wystąpienie w 1995 roku w Bundestagu ówczesnego ministra spraw zagranicznych Polski Władysława Bartoszewskiego.       

Niemieckie ziomkostwa zabiegały od lat o ustanowienie w zjednoczonych Niemczech dnia przypominającego o losie kilkunastu milionów Niemców przymusowo wysiedlonych po wojnie z krajów środkowo- i wschodnioeuropejskich. Środowiska wypędzonych opowiadały się za wyznaczeniem na dzień pamięci 5 sierpnia na pamiątkę uchwalenia w 1950 roku Karty Wypędzonych. Ta propozycja spotkała się ze sprzeciwem wielu polityków, w tym socjaldemokratów. W historycznym dokumencie ziomkostwa deklarowały rezygnację z "zemsty" za wysiedlenie, co - zdaniem krytyków - było deklaracją nie na miejscu, szczególnie wobec faktu, że w szeregach organizacji było wielu byłych działaczy hitlerowskich.   

W zeszłej dekadzie spór o upamiętnienie ofiar przymusowych wysiedleń poważnie zakłócił relacje Berlina z Warszawą i Pragą.  

Rok temu koalicyjny rząd CDU/CSU i SPD podjął decyzję o ustanowieniu Dnia Pamięci o Wypędzonych, postanawiając, że będzie on obchodzony 20 czerwca - w Światowy Dzień Uchodźcy ustanowiony przez ONZ.    
W przemówieniu w Niemieckim Muzeum Historii Gauck zaapelował do swoich rodaków, aby - pomni własnych doświadczeń migracyjnych - nie byli obojętni wobec losu uciekinierów i uchodźców na świecie. 70 lat temu biedne i zniszczone Niemcy potrafiły zintegrować miliony uciekinierów. (...) Dlaczego ekonomicznie silne i polityczne stabilne Niemcy nie miałyby być dziś zdolne do dostrzeżenia w obecnych wyzwaniach szansy na przyszłość? - pytał prezydent. 

Szef niemieckiego MSW Thomas de Maiziere zaznaczył, że liczbę uciekinierów na świecie szacuje się na 60 mln, z których połowa to dzieci. Zastrzegł, że w decyzjach o udzieleniu schronienia imigrantom trzeba brać pod uwagę zdolność mieszkańców danego kraju do ich przyjęcia. Ostrzegł przed niebezpieczeństwem nastrojów ksenofobicznych.   

Podczas sobotnich uroczystości dwie kobiety reprezentujące różne pokolenia opowiadały o swoich przeżyciach. Asma Abubaker Ali z Somalii powiedziała, że dzień, w którym przyjechała do Niemiec, był najszczęśliwszym dniem w jej życiu. Edith Kiesewetter-Giese, wysiedlona po wojnie z Kraju Sudeckiego, powiedziała, że doznane krzywdy można być może przebaczyć, ale nie da się ich zapomnieć. 

(mal)