Negocjowana przez USA i inne mocarstwa umowa z Teheranem nie zablokuje wejścia Iranu w posiadanie broni nuklearnej - przekonywał premier Izraela Benjamin Netanjahu w przemówieniu w Kongresie USA. Jego wystąpienie - jeszcze zanim stało się faktem - silnie podzieliło amerykańską scenę polityczną.

Występując już po raz trzeci przed obu izbami amerykańskiego parlamentu - przywilej taki wcześniej przypadł w udziale tylko brytyjskiemu premierowi Winstonowi Churchillowi - Netanjahu tłumaczył, że czuje się zobligowany, by mówić o dążeniu Iranu do broni nuklearnej, ponieważ broń ta mogłaby zagrozić egzystencji Izraela.

"Irański reżim jest radykalny jak zawsze" i "stanowi ogromne zagrożenie nie tylko dla Izraela, ale i dla pokoju całego świata" - podkreślał Netanjahu, zarzucając najwyższemu przywódcy duchowo-politycznemu Iranu ajatollahowi Alemu Chameneiowi "bluzganie najstarszą nienawiścią antysemityzmu z pomocą najnowszej technologii XXI wieku". To aluzja do anglojęzycznych tweetów ajatollaha, że Izrael musi zostać zniszczony.

Musimy powstrzymać irański marsz podboju, zniewolenia i terroru - apelował Netanjahu.

Największą część przemówienia szef izraelskiego rządu poświęcił negocjowanej obecnie przez administrację USA i pięć innych mocarstw - tzw. grupa 5+1, w skład której wchodzą stali członkowie Rady Bezpieczeństwa ONZ i Niemcy - umowie z Teheranem ws. irańskiego programu nuklearnego. Zdaniem Netanjahu, umowa tylko "zwiększy apetyt" Iranu na dalszą agresję. To bardzo złe porozumienie i lepiej nam będzie bez niego - przekonywał.

Zarzucił umowie, że po pierwsze w niewystarczający sposób ograniczy dotychczasową "nuklearną infrastrukturę" Teheranu, w tym liczbę wirówek do wzbogacania uranu, a po drugie, że zgodnie z jej założeniami restrykcje dotyczące irańskiej atomistyki miałyby zostać zniesione już po mniej więcej 10 latach obowiązywania umowy. To mgnienie oka w życiu naszych dzieci - zaznaczył. Jak mówił, po tym okresie Iran będzie mógł swobodnie, "z pełną międzynarodową legitymacją" i w bardzo krótkim czasie wejść w posiadanie broni nuklearnej. To będzie kwestią tygodni - ostrzegł.

Izraelski premier apelował, by świat - zanim zgodzi się na jakiekolwiek zniesienie restrykcji wobec Iranu - zażądał, by kraj ten spełnił trzy warunki: powstrzymał agresję przeciw sąsiadom na Bliskim Wschodzie, przestał wspierać terroryzm na całym świecie i przestał grozić unicestwieniem Izraela.

Netanjahu podkreślił, że Iran wielokrotnie pokazał, iż nie można mu ufać. Odrzucił argumenty, że alternatywą porozumienia z Teheranem jest wojna. Alternatywą dla tego porozumienia jest lepsze porozumienie - przekonywał.

Wystąpienie, które podzieliło scenę polityczną USA

Mimo krytyki pod adresem administracji USA, związanej z negocjowaną umową z Teheranem, Netanjahu starał się pomniejszyć znaczenie napięć między Waszyngtonem a Tel Awiwem, które bardzo wzmogła właśnie jego wizyta w Kongresie - odbywająca się na zaproszenie republikanów i bez konsultacji z Białym Domem. Nasz nadzwyczajny sojusz zawsze był i jest ponadpartyjny i taki musi pozostać - mówił. Zapewnił, że docenia wszystko, co prezydent USA Barack Obama zrobił dla Izraela. Podziękował zwłaszcza za pomoc wojskową USA dla jego kraju, której wartość sięgnęła w 2014 roku 3,1 mld dolarów. Podkreślił także, że głęboko ubolewa nad tym, iż niektórzy uznali jego obecność w Kongresie za polityczną.

Przemówienie Netanjahu co chwilę przerywane było oklaskami przez tłumnie zebranych w Kongresie parlamentarzystów i gości, wśród których był m.in. ocalony z Holocaustu Elie Wiesel, laureat Pokojowej Nagrody Nobla. Ta część sali, w której zasiadają demokraci, nie była jednak tak bardzo rozentuzjazmowana i znacznie rzadziej zrywała się z miejsc do oklasków.

Jak podliczył parlamentarny portal informacyjny The Hill, wystąpienie Netanjahu zbojkotowało ponad 50 parlamentarzystów Partii Demokratycznej, w tym 7 senatorów. Nie było też wiceprezydenta Joe Bidena, który zazwyczaj jest obecny w Kongresie podczas przemówień światowych przywódców.

To reakcja na fakt, że przemówienie Netanjahu zostało zaaranżowane za plecami prezydenta Obamy, w dodatku w trakcie kampanii wyborczej w Izraelu - na dwa tygodnie przed wyborami do Knesetu. Biały Dom zarzucił Netanjahu złamanie protokołu, a także "działanie na szkodę stosunków USA-Izrael", jak wyraziła się doradczyni ds. bezpieczeństwa narodowego Susan Rice.

Obama nie tylko nie przyjął Netanjahu w Białym Domu, ale też nie oglądał jego przemówienia w telewizji. W tym czasie - jak podał Biały Dom - uczestniczył w wideokonferencji z liderami UE na temat sytuacji na Ukrainie.

(edbie)