Rząd w Atenach nie planuje żadnych nowych oszczędności, mających wyciągnąć kraju z długów. Premier Jeorjos Papandreu zapowiedział, że nie będzie się także starał o restrukturyzację zadłużenia. Dotychczasowe posunięcia - obniżenie płac i podniesienie podatków - spotkały się z ostrą reakcją związków zawodowych. Przez Grecję przetoczyło się już sześć strajków generalnych.

Jesteśmy przekonani, że w takim tempie i dzięki już wprowadzonym środkom uda nam się osiągnąć cel na 2010 rok. I będzie to nie lada osiągnięcie - powiedzial premier.

Komisja Europejska (KE), Europejski Bank Centralny (EBC) i Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) przyznały Grecji pomoc finansową w wysokości 110 mld euro, a w zamian kraj zobowiązał się zmniejszyć deficyt budżetowy z 13,6 proc. PKB w 2009 roku do 8,1 proc. w 2010 r.

Premier przyznał, że zdaje sobie sprawę, iż na rynkach panuje strach. Jednak kraj pokazuje, że jest silniejszy i lepiej sobie radzi z tymi problemami, co wcześniej czy później będzie miało duży wpływ na rynki.

Socjalistyczny rząd, aby uniknąć bankructwa kraju pogrążonego w kryzysie zadłużenia publicznego, wprowadził drastyczne środki oszczędnościowe, w tym obniżenie płac i podniesienie podatków, co rozgniewało związki zawodowe. Przeprowadziły one w tym roku sześć strajków generalnych, a w sobotę protestowały w Salonikach, przed tradycyjnym przemówieniem premiera, w którym zapowiedział plany dotyczące polityki społecznej na kolejny rok.

Papandreu ogłosił wtedy zmniejszenie podatku od dochodów dla firm z 20 do 24 procent w 2011 r., a nie 2014 roku, co ma zwiększyć inwestycje i konkurencyjność. Premier zamierza także otworzyć dostęp do takich zawodów, jak notariusze, farmaceuci, kierowcy ciężarówek i taksówkarze. Zapowiedział również deregulację rynku energetycznego, wyznaczenie celów prywatyzacyjnych i uproszczenie wydawania licencji na działalność gospodarczą.