65-letni Wilbert Jones niesprawiedliwie spędził prawie pół wieku w więzieniu po tym, jak uznano go winnym porwania i napaści na tle seksualnym w Baton Rouge w Luizjanie w 1971 roku - podaje The Independent. W środę opuścił więzienną celę. Wyrok w jego sprawie zmieniono dwa tygodnie temu. Jak twierdzi sędzia Richard Anderson, władze posiadały dowody, które mogły już wiele lat temu oczyścić mężczyznę z winy.

Jones miał 19 lat, gdy policja aresztowała go w związku z podejrzeniem o uprowadzenie pielęgniarki z parkingu szpitala w Baton Rouge, i zgwałcenie jej w nocy 2 października 1971 roku. W 1974 roku mężczyzna został skazany na dożywocie, bez możliwości zwolnienia warunkowego.

Jak podaje The Independent, sędzia Richard Anderson przyznał, że proces Jonesa "opierał się wyłącznie na zeznaniach pielęgniarki i jej budzącej wątpliwość identyfikacji napastnika". Kobieta, która zmarła w 2008 roku, wytypowała Jonesa ponad trzy miesiące po zdarzeniu. Miała też oświadczyć, że mężczyzna, który ją zgwałcił, był wyższy, a jego głos był inny niż oskarżonego.

Prawnicy Jonesa twierdzą, że przedstawiony przez pielęgniarkę opis pasował do mężczyzny, który został zatrzymany 27 dni po ataku. Ten sam człowiek został również zatrzymany w związku z podejrzeniem o gwałt na innej kobiecie w 1973 roku. Mężczyzna nie został jednak skazany. Według sędziego Andersona, dowody wskazują na to, iż policja wiedziała o podobieństwie między zatrzymanym mężczyzną a opisem wskazanym przez pielęgniarkę. Niemniej jednak państwo nie przekazało tej informacji obronie - oświadczył sędzia.

Adwokaci Jonesa z kancelarii Innocence Project New Orleans opisują go jako "zaufanego więźnia i słabego, starzejącego się człowieka", który nie stanowi zagrożenia dla społeczeństwa. Mąż zmarłej pielęgniarki nie sprzeciwił się uwolnieniu 65-latka. "Uważa, że Jones spędził w więzieniu wystarczająco dużo czasu i że powinien pozostałe lata życia spędzić z rodziną" - poinformowali prawnicy.


(ab/ł)