Jedną z przyczyn tak dużej liczby ofiar pożaru szalejącego na wschód od Aten był fakt, że służby ratunkowe na początku skoncentrowały się na walce z ogniem w innej części Attyki - powiedziała mieszkająca w Atenach dziennikarka Anna Leonhard-Benaki. W środę rano prawie wszystkie pożary były już pod kontrolą. Najnowsze dane greckiej straży pożarnej mówią o 79 ofiarach śmiertelnych. Rannych zostało 187 osób, w tym 23 dzieci. Nieznana jest liczba zaginionych. Wśród zabitych są całe rodziny z dziećmi. W wyniku pożarów zginęło między innymi dwoje Polaków - zatonęła łódź, na której była matka z synem po ewakuacji z hotelu na terenach zagrożonych pożarem.

Pożar w Kinecie na zachód od Aten początkowo oceniono jako groźniejszy. Dlatego zamknięto tam autostradę, żeby wozy strażackie mogły łatwo się przemieszczać w stronę pożaru a samochody ewakuujące się z Kinety skierowano na inną trasę, która przebiegała przez Mati w stronę Leoforos Marathonos. Niestety, tam też wybuchł pożar i błyskawicznie się rozprzestrzenił. To podobno była kwestia 20 minut. Zrobiły się korki, wybuchła potworna panika. Ludzie wyskakiwali z samochodów, próbowali uciekać w stronę morza, części niestety się to nie udało - stwierdziła dziennikarka.

Mati, Rafina, także Kineta to letnie kurorty Ateńczyków. W sezonie przed upałami uciekają tam całe rodziny. Mati jest bardzo ładne, pełne zieleni. Wszędzie rosną sosny i właśnie wśród tych drzew sosnowych stoją domy. Można sobie wyobrazić, jak szybko ogień się rozprzestrzenił w takim środowisku - powiedział Konstantin Papadopoulos, wykładowca uniwersytecki.

Dodał, że dostęp do morza w tej okolicy wcale nie jest łatwy. W wielu miejscach zamiast plaży występują tam klify - jeśli ktoś nie wie, jak dojść na plażę może się zgubić - podkreślił.

To właśnie przydarzyło się niektórym z 74 osób, które zginęły w pożarze. Leonhard-Benaki opisała sceny, jakie działy się w okolicach Mati, według relacji lokalnych stacji telewizyjnych.

W jednym miejscu, aby się dostać na plażę, trzeba było zejść w dół bardzo stromą ścieżką. Ludzie szli w dół a nad nimi już szalał ogień. Nie czekali więc na plaży, wchodzili dalej do morza, odpływali jak najdalej od brzegu, żeby się nie podusić a tam wiał bardzo silny wiatr. Niektórzy się potopili. Inna grupa z kolei nawet nie zdołała dotrzeć na tę plażę, bo ścieżka już była zablokowana przez płomienie. To była właśnie ta grupa 26 osób, które odnaleziono wszystkich razem. Niektóre z nich w objęciach - powiedziała Leonhard-Benaki.

Leonhard-Benaki i Papadopoulos obawiają się, że liczba ofiar może się zwiększyć.

W Kinecie spłonęło kilkaset domów, w Mati - ponad tysiąc. Służby ratunkowe rozpoczęły ich przeszukiwanie. Muszą też sprawdzić wszystkie inne miejsc, w których ludzie mogli szukać schronienia przed płomieniami. Na pewno liczba ofiar będzie wyższa. Jest już oficjalna lista zaginionych - powiedziała Leonhard-Benaki.

Oboje podkreślają, że Grecja jest w szoku.

W poniedziałek wydawało się, że sytuacja jest pod kontrolą. Na wtorek rano zapowiadano deszcz. Wszyscy na niego czekaliśmy. Zamiast deszczu rano dostaliśmy wiadomość o pierwszych ofiarach - powiedziała Leonhard-Benaki.

Dodała, że w Grecji od poniedziałku wybuchło co najmniej 10 większych pożarów i kilkadziesiąt mniejszych.

Grecja jest pogrążona w żałobie. Wszyscy jesteśmy wstrząśnięci tą tragedią - dodał Papadopoulos.

(j.)