Opiniotwórczy tygodnik Portugalii "Expresso" twierdzi, że zwrot "polskie obozy koncentracyjne" to prawie zawsze odniesienie geograficzne, ale - jak podkreśla - może on być mylący i szkodzić wizerunkowi Polski.

W najnowszym wydaniu tygodnika Ana França próbuje odpowiedzieć na zadane w tytule artykułu pytanie o genezę polsko-izraelskiego konfliktu: Polska kontra pamięć czy historia jako broń nacjonalizmu.

Choć sformułowanie "polskie obozy koncentracyjne" jest prawie zawsze używane jako odniesienie geograficzne, "rządząca partia Prawo i Sprawiedliwość uważa, że taki zwrot jest szkodliwy dla wizerunku Polski, gdyż sugeruje, iż Polacy byli uwikłani w zamordowanie milionów Żydów. Aby odwrócić sytuację, Polska wprowadza prawo, które karze takie sformułowania, ale wspólnota międzynarodowa już się zjednoczyła, aby potępić te przepisy" - twierdzi publicystka.

França, dla przedstawienia rzekomo polskiego punktu widzenia, zaprezentowała opinię Remiego Adekoyi, polsko-nigeryjskiego eksperta ds. nacjonalizmu i ekstremizmu związany z uniwersytetem w Sheffield w Wielkiej Brytanii uważa, że punkt widzenia polskiego rządu da się "częściowo obronić".

Naziści najechali Polskę, dlatego odpowiedzialność za Holokaust ponoszą Niemcy. Ludzie, którzy znają historię nie uważają zwrotu polskie obozy koncentracyjne za obraźliwy. Jednak ci, którzy jej nie znają mogą myśleć, że byliśmy sojusznikami nazistów, co jest bardzo szkodliwe dla wizerunku Polski - uważa Adekoya.

Ekspert twierdzi, że "wybielanie się" z win jest zbieżne z powszechnym w Polsce przekonaniem o możliwości ekonomicznego i politycznego zdominowania kraju (za pośrednictwem instytucji europejskich - PAP) przez niemieckiego sąsiada. Żyją też jeszcze osoby, które przeżyły Holokaust i które boją się wybielenia historii - pisze França.

Odnotowując ok. 7 tys. polskich Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, którzy ratowali Żydów, autorka twierdzi jednak, że "antysemicka historia Polski jest znana". Zauważa też liczne sprzeciwy w Izraelu wobec polskiej ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej.

Autorka puentuje tekst stwierdzeniem amerykańskiego historyka Timothy'ego Snydera, iż tereny Polski, Ukrainy, Rosji i krajów bałtyckich to tzw. skrwawione ziemie. Przypomina, że według Snydera narody zamieszkujące te kraje nie potrafią "powstrzymać się od prowadzenia wojny, która skończyła się przed 70 laty, gdyż historia łatwo zamieniana jest tam na broń".

Dzięki tego typu ustawom jest coraz mniej szans na narodziny nowych tożsamości na miejscu starych, tak jak dzieje się to w dzisiejszych Niemczech - podsumowuje artykuł wypowiedzią Snydera tygodnik "Expresso".

(m)