14-metrowy jacht Nicollet z czwórką Polaków na pokładzie przez trzy dni dryfował po Oceanie Atlantyckim. Łódź wypatrzyła na radarze załoga przepływającego w pobliżu wycieczkowca Braemar.

Do tego zdarzenia doszło 27 grudnia. Statek wycieczkowy Braemar płynął z Teneryfy na Barbados. Na środku oceanu na radarze marynarze wypatrzyli dryfujący jacht.

Jednostka znajdowała się w odległości 10 mil morskich od statku. Oficer wachtowy zawiązał kontakt z załogą jachtu, żeby upewnić się, że wszystko jest w porządku. Jednostka miała bowiem zwinięte żagle.

Wtedy okazało się, że jacht Nicollet ma zepsutą przekładnię kierowniczą i dryfuje tak już prawie trzy dni.

Na pokładzie jachtu były cztery osoby: dwoje pasażerów oraz dwóch członków załogi - wszyscy to obywatele Polski. Płynęli na Dominikanę.

Kapitan Braemara zaproponował więc załodze Nicollet swoją pomoc. Tym bardziej, że warunki pogodowe na oceanie były trudne.

Pasażerowie jachtu zostali podjęci na pokład wycieczkowca, natomiast załodze przekazano potrzebne jej materiały, miedzy innymi drewno, piłę, wiosła i wodę pitną. Ci zadeklarowali bowiem, że sami poradzą sobie z naprawą usterki. Polacy zapewniali, że mają zapasy żywności na trzy tygodnie.

Polska para - pasażerowie jachtu - ma dopłynąć na Dominikanę na pokładzie wycieczkowca. Tam poczeka na naprawiony jacht Nicollet.

ŹRÓDŁO fredolsencruises.com (j.)