Po katastrofie na Śląsku oraz podobnych wypadkach w niemieckim Bad Reichenhall i czeskiej Ostrawie, władze sąsiadujących z nami państw zwracają baczniejszą uwagę na stan techniczny obiektów publicznych.

W niemieckim Bad Reichenhal dopiero teraz, prawie miesiąc po zawaleniu się dachu hali, pojawiły się pierwsze wnioski ekspertów na temat przyczyn tego wypadku. Jak dowiedział się nasz korespondent Tomasz Lejman, do budowy obiektu użyto niewłaściwych materiałów.

Być może dlatego Niemcy zaczęli zwracać szczególną uwagę na stan techniczny hal, przede wszystkim tych widowiskowo - sportowych. Zdaniem Federalnego Związku Sportowego większość z tych obiektów nie spełnia wszystkich norm bezpieczeństwa. Gminy bowiem, ze względu na oszczędność, decydowały się w większości na tanie konstrukcje. By doprowadzić hale do należytego stanu Niemcy musieli by wydać ponad 30 mld euro.

W Austrii, Czechach i na Słowacji, aby zapobiec śnieżnym katastrofom nawet gospodarze domów mieszkalnych zmuszeni są meldować nadmiar śniegu na dachach swych domostw. Za usunięcie śniegu odpowiadają strażacy. Czechy szczególną uwagę zwracają na dachy centrów handlowych, ale i kontrolują wyjścia awaryjne. Na Słowacji dodatkowo sprawdza się statykę stojących już hal.

Za naszą wschodnią granicą - choć zimy są znacznie ostrzejsze niż w Polsce, a więc śniegu tam nie brakuje - akcja sprawdzania grubości pokrywy śnieżnej na dachach nie przybrała charakteru masowego. I choć dachy hal sportowych i innych dużych obiektów wywołują spory niepokój, Rosjanie nie zamierzają uczyć się na cudzych błędach. Usuwanie śniegu z dachów w Rosji było powszechne jedynie na początku grudnia, kiedy to w obwodzie permskim zawalił się dach basenu i śmierć poniosło 14 osób. Również dwa lata temu, gdy w Moskwie zawalił się dach parku wodnego, zamknięto do odwołania wszystkie tego typu obiekty w Rosji.