Polskim strażakom, którzy walczą z gigantycznymi pożarami w Szwecji, udaje się na razie kontrolować żywioł w pobliżu miejscowości Karbole. "Linia obrony, którą zbudowaliśmy kilkadziesiąt godzin temu, jest utrzymywana" - mówi w rozmowie z RMF FM Michał Langner z KG PSP. "Czekamy na lepsze warunki pogodowe, może uda się nam ten pożar ugasić" - dodaje.

Michał Langner przyznaje, że na razie nie sprawdza się żadna z pogodowych prognoz. Wciąż nie ma deszczu, a opady zapowiadane w Karbole na poniedziałek będą niewielkie.

Będą to opady symboliczne. Prawdopodobnie nie pomoże nam to znacznie. Najgorsze, jeśli chodzi o warunki pogodowe, są: wiatr, wysoka temperatura i fakt, że wilgotność spadła poniżej 30 procent. Te 3 czynniki powodują, że walka z tym żywiołem jest nierówna - podkreśla Langner.

Mieszkańcy Karbole zostali ewakuowani.

Wczoraj były powiewy dokładnie w kierunku zbudowanej przez nas linii obrony. Co jakiś czas pojawiają się zarzewia ognia, które bardzo szybko się rozprzestrzeniają. Natomiast my mamy tę strefę pod kontrolą. W momencie, kiedy wiatr zmienia się na przeciwny, czyli od nas w stronę pożaru, wtedy korzystamy z okazji i próbujemy pożar zaatakować - relacjonuje Langner.

Grupa niemal 140 polskich strażaków wyruszyła do Szwecji w nocy z piątku na sobotę. Jak wspomina teraz Langner: Na początku byliśmy zmęczeni, ale naładowani adrenaliną.

Teraz, kiedy wprowadziliśmy system rotacyjny, staramy się kontrolować czas pracy i czas odpoczynku. Naszym głównym wrogiem przy takich długotrwałych działaniach jest zmęczenie. To zmęczenie może doprowadzić do różnych błędów, które mogą w konsekwencji doprowadzić do jakiegoś nieszczęścia - podkreśla.

W gaszeniu pożarów w Szwecji biorą udział głównie ratownicy z województw zachodniopomorskiego i wielkopolskiego (po 65 strażaków i po 20 wozów). Wspierają ich strażacy z Mazowsza i Komendy Głównej PSP (9 ratowników i 4 samochody). Stacjonują w Sveg.

Część z nich prowadzi tam również działania, które jednak w piątek najprawdopodobniej zostaną zakończone, ponieważ sytuacja w Sveg wydaje się opanowana. 

Pożary gaszone przy użyciu bomby

Tegoroczne lato w Szwecji uznaje się za najgorsze od 260 lat: susza jest ekstremalna, płonie 25 000 hektarów - to powierzchnia 35 700 boisk piłkarskich - i wciąż istnieje ryzyko wybuchu nowych pożarów.

Z pożarami walczą tysiące ludzi: strażacy, funkcjonariusze obrony cywilnej, policji, wojska i setki ochotników. Dan Eliasson z rządowego centrum kryzysowego przyznaje, że brakuje środków do walki z ogniem zarówno na ziemi, jak i w powietrzu. Lokalne władze w Trängslet na pomoc wezwały lotnictwo wojskowe. Ich pomysł polegał na tym, że wzniesiona w powietrze po wybuchu pocisku ziemia opadnie i przydusi tlące się podłoże.

W środę po południu w powietrze wzniosły się gripeny i jeden z nich z wysokości 3000 metrów eksperymentalnie zrzucił pocisk na płonący las. Później na konferencji prasowej ogłoszono sukces akcji.

Johan Szymanski, kierujący całą akcją gaszenia płonących lasów uznał, że choć bombardowanie lasów niesie ze sobą ryzyko, może zostać zastosowane przy "najgorszym możliwym scenariuszu", kiedy zawiodą już wszystkie metody konwencjonalne.

To był eksperyment, chcieliśmy sprawdzić, czy to zadziała, udało się, ale nie planujemy stosować tej metody - powiedział Szymanski w rozmowie z RMF FM.

Próbowaliśmy już wszystkich metod. W końcu wpadliśmy na pomysł, że "usunąć" tlen, tak aby przestało się palić. Najprostsze wydało się odpalenie pocisku. Stwierdziliśmy, że spróbujemy. Poprosiliśmy lotnictwo wojskowe i jeden z gripenów zrzucił pocisk w odludnym miejscu. Okazało się, że to jest dobra metoda, ale zastosujemy ją tylko wtedy, kiedy zawiodą wszystkie inne - powiedział nam Johan Szymanski.

Sytuacja w Szwecji jest tak poważna, że premier tego kraju Stefan Löfven prosi NATO o pomocIstnieje obawa, że pożary będą się rozszerzać - powiedział premier Szwecji Stefan Löfven. Lasy płoną w całym kraju. Największe pożary są w trzech prowincjach: Gävleborg, Jämtland i Dalarna.


(mpw, e)