Za winnego składania fałszywych zeznań uznał sąd w Kanadzie drugiego z policjantów sądzonych w sprawie Roberta Dziekańskiego. Polak zmarł w październiku 2007 r. na lotnisku w Vancouver po użyciu paralizatorów przez policję.

Proces policjanta Kwesi Millingtona toczył się od marca ubiegłego roku. Sąd Najwyższy prowincji Kolumbia Brytyjska postanowił wtedy, że proces będzie prowadzony, a policjantowi postawiono zarzut składania fałszywych zeznań. Pierwszy z sądzonych funkcjonariuszy, Bill Bentley, któremu stawiano ten sam zarzut, został uniewinniony w lipcu 2013 roku. Prokuratura odwołuje się jednak od tego wyroku. Jak podały kanadyjskie media, sąd uznał, że Millington jest winien sześciu ze stawianych mu dziesięciu zarzutów. To właśnie Millington użył kilkakrotnie paralizatora wobec Dziekańskiego.

Zarzut fałszywych zeznań dotyczył konkretnie tego, że podczas zeznań przed komisją sędziego Thomasa Braidwooda, która pracowała na zlecenie rządu Kolumbii Brytyjskiej wyjaśniając sprawę Dziekańskiego, Millington zeznał, iż nigdy nie rozmawiał o wydarzeniach na lotnisku ze swoimi kolegami przed rozmową z oficerami prowadzącymi dochodzenie. Jak mówił sędzia William Ehrcke, cytowany w mediach, prokurator udowodnił ponad wszelką wątpliwość, że Millington złożył pod przysięgą zeznania, o których wiedział, że są fałszywe, a zrobił to z zamiarem utrudnienia śledztwa.

"Czuję się szczęśliwa"

Podczas ogłaszania wyroku w sali obecna była matka Dziekańskiego, Zofia Cisowska. Jak powiedziała, że "po raz pierwszy od śmierci syna poczuła się szczęśliwa". Dodała, że chciałaby, aby Millington trafił do więzienia, ponieważ policjanci "zabili" jej syna - choć ogłoszony wyrok dotyczy tylko składania fałszywych zeznań. Trzeci z sądzonych policjantów, Benjamin Robinson, oczekuje na wyrok, zaś proces czwartego z policjantów - Gerry'ego Rundela jest prawie zakończony.

W połowie października 2007 roku Robert Dziekański zmarł po tym, gdy na lotnisku w Vancouver funkcjonariusze użyli paralizatorów, żeby go obezwładnić. Jak wynikało z nagrania dokonanego przez jednego z podróżnych na lotnisku, Polak zachowywał się bardzo nerwowo. Miał za sobą długi lot. Wiele godzin spędził też na lotnisku. W niczym jednak nie zagrażał policjantom.